18 listopada 2021

TRYPTYK RELIGIJNY

 



Tryptyk religijny oparty na cokole personalizmu

Odsłona 1 /Narodziny

Narodziny i powołanie człowieka

Człowiek został stworzony przez Boga, co do tego nie ma wątpliwości. Człowiek jest bowiem wcieloną i uduchowioną osobą. Nasza ludzka osoba nie ma pochodzenia przyrodzonego, lecz stanowi w naszej egzystencji coś nadprzyrodzonego do spółki z życiem. Osoba stanowi podmiot istnienia razem z drugim podmiotem, czyli życiem egzystencjalnym, również stanowiącym podmiot istnienia. To nasze ludzkie istnienie będące sprawczą realnością zostało stworzone bezpośrednio przez Boga. Natomiast całe nasze wyposażenie esencjalne, czyli tzw. ludzka natura, jest już wewnętrznie przyczynowana przez sprawczą aktywność istnienia.

Dlatego czymś najważniejszym w człowieku jest jego realność i aktywność istnienia. Tworzą ją dwa podmioty sprawcze – osoba i życie. Podmiot osobowy odpowiada za powstawanie i kształtowanie naszej duchowości (sfery władz duchowych). Natomiast podmiot ożywczy (życia nadprzyrodzonego) sprawia powstanie i ukształtowanie naszej żywej cielesności (czyli organizmu żywego). Inaczej nie można wytłumaczyć faktu, że człowiek jest osobą uduchowioną i wcieloną, czyli jak popularnie się mówi, jest duszą i ciałem. Dawniej uważano, że Bóg stwarza bezpośrednio duszę i ciało. Ale taka perspektywa nie ma uzasadnienia.

Bóg powołuje do życia osobę człowieka. Jednocześnie mamy informację biblijną, że Bóg stworzył człowieka jako mężczyznę i kobietę („mężczyzną i niewiastą stworzył ich” – Rdz 1,17). A zatem Bóg stworzył osobę mężczyzny i osobę kobiety, tak to należy interpretować. Stworzył ich mężczyzną i kobietą, czyli dwoma dopełniającymi się osobami. Osobami, które stanowią dla siebie oparcie, mogą znakomicie współdziałać i uzupełniać się w tym działaniu.

Podmiot osobowy składa się z trzech własności transcendentalnych (czyli istnieniowych). Są to prawda, dobro i piękno. Aktywność osobowa człowieka jest przyczynowana przez te własności. Wydaje się, że w przypadku osoby męskiej dominującą rolę spełnia własność prawdy. Mężczyzna kształtuje i wspiera swoje działania poprzez poznawanie prawdy o tym, co jest realne. Natomiast kobieta sprawia i czyni swoje działanie pięknym dzięki dominacji osobowego piękna swojej osoby. Dlatego wspólne działania tych dwóch osób mogą się uzupełniać i dopełniać w ziemskim świecie. Działania osobowe tych osób spotykają się i łączą na gruncie woli, ale żeby uzyskać w pełni wspólnotowy zakres działania te muszą być poparte wolą Bożą, czyli Jego Mocą Sprawczą. Taka sytuacja była realizowana w Raju. Adam i Ewa żyli i działali we współpracy z Bogiem. Takie było ich nadprzyrodzone powołanie.

Otóż wspólne działania mężczyzny i kobiety miały na celu dar życia. Te działania łączyły się zatem w akcie prokreacji (czyli zrodzenia dziecka). Aby mógł się narodzić pełnowartościowy potomek, czyli doskonała wcielona osoba, konieczna była pomoc Bożej łaski, czyli wsparcie Jego Wszechmocą. Tutaj nie było możliwości działania inaczej. Niestety, gdy Adam i Ewa zadziałali po swojemu (za namową Złego Demona) w dowolny sposób, wtedy nastąpiła katastrofa grzechu pierworodnego.

Było to oderwanie się od Boga i zanegowanie Bożej Mocy, czyli głównej zasady realnego działania. Z takiego działania nie mogło wyniknąć nic realnie dobrego. Pojawiła się jakaś pustka i brak (privatio) pochodzące z samej możliwości robienia czegoś. Bez Bożej pomocy człowiek nie był w stanie zrodzić potomka w całej pełni jego osobowej i życiowej realności (realności istnienia). Stąd powstała niedoskonała realność, jakaś wybrakowana realność. Ten grzech był działaniem prywatnym a nie wspólnotowym, jak człowiek miał przykazane. Stwarzając osobę mężczyzny i kobiety Bóg oczekiwał, że będą działali wspólnotowo, czyli w łączności razem z Nim.

Widzimy więc, że działanie osobowe powinno mieć zawsze wymiar i sens wspólnotowy. Natomiast prywatne działanie człowieka, czyli działanie indywidualne, ma jedynie sens świadomościowy (intencjonalny). Można zatem postawić tezę, że odtąd człowiek stracił możliwość pełnego działania osobowego (czyli działania wspólnotowego) i zaczął już działać świadomie lecz nie osobowo. To by oznaczało, że w wyniku grzechu pierworodnego utracił aktywność osoby, natomiast zyskał samoświadomość działania.

Wszystko to razem wzięte spowodowało zerwanie kontaktu osobowego z Bogiem. I od tej pory Bóg zaczął się kontaktować tylko z wybranymi osobami (biblijnymi Prorokami). Gdy nie było już osobowego kontaktu z Bogiem, zanikła również osobowa aktywność człowieka. Ludzie zaczęli więc działać sami z siebie (jak ja mówię – „na własną rękę”). Odtąd tworzyli sobie swoich własnych bożków albo sami chcieli być ubóstwiani.

Odsłona 2/1 Życie

Życie nasze ziemskie 1

Skoro człowiek utracił kontakt osobowy z Bogiem (Bogiem Osobowym), to stracił równocześnie możliwość osobowego działania. Ta strata spowodowała, iż nie mógł podejmować i kierować się działaniami wiary, miłości i nadziei. Takie bowiem działania płyną z naszej podmiotowości osobowej i dotyczą innych osób (a przede wszystkim Osób Boskich). Człowiek zaczął więc działać sam z siebie (czyli „na własną rękę” jak to nazywam).

Stwierdziliśmy poprzednio, że działania osobowe mają wymiar i charakter wspólnotowy. Są bowiem skierowane do dobra wspólnego. Takie dobro może być realizowane jedynie we wspólnocie osobowej. Najlepiej to widać na przykładzie rodziny. Natomiast dobra wspólnego nie będą realizowały żadne instytucje powołane do działalności społecznej. Skoro człowiek stracił możliwość osobowego działania, to w efekcie musiał podejmować różne indywidualne działania, których celem stawała się jedynie korzyść własna (własny interes, pożytek lub przyjemność). Tak więc ziemska działalność człowieka była przez dłuższy czas oparta na poszukiwaniu własnych korzyści i przyjemności.

W ten sposób człowiek został zdany wyłącznie na własne siły, albo raczej tworzone przez siebie możliwości działania. Pozostawał nadal bytem duchowo-cielesnym, stąd jego działalność przebiegała dwutorowo. Z jednej strony tworzył sztukę, a z drugiej tworzył również technikę. Sztuka miała mu służyć do uprzyjemniania życia, zaś technika służyła do ułatwiania sobie życia. Obie te dziedziny były efektem działalności duchowej.

Mówiliśmy poprzednio, że działania człowieka przybrały obecnie charakter świadomościowy. Nasza świadomość jest sferą intencjonalną, co oznacza, że kieruje się myśleniem i wolnością wyboru. Toteż świadomość jest wypełniona jedynie możliwościami (czyli intencjami będącymi pustymi zamierzeniami). Dlatego świadomość popycha nas do złego, czyli do tego, co nierealne. Jedynie aktywność osoby wypełniała naszą duchowość (władze duszy) realną mocą i sprawczością działania, co w efekcie skutkuje pojawieniem się silnej i realnej osobowości. Tylko jedność osobowości (jak chciał Witkacy) jest w stanie zapanować nad twórczością artystyczną. Chodziło jemu o to, aby wolność możliwości twórczych ująć w jakąś formę dzieła artystycznego. My z kolei możemy dodać, że sprawczość realnej osobowości nadaje kierunek i moralny charakter działaniom wspólnotowym człowieka.

Jednak zatracając zdolność działania osobowego człowiek zaczął podejmować tylko działania interesowne służące jemu samemu. Człowiek zaczął działać świadomie, co oznaczało, iż odtąd będzie się kierował myśleniem oraz wolnością działania. Oczywiście zarówno sztuka jak i technika były efektem takiego właśnie sposobu działania. Dzięki temu człowiek mógł sobie zapewnić przeżycie w trudnych warunkach ziemskiego bytowania.

Ale i tak ludzkie życie stało się tragiczne, ponieważ człowiek zrezygnował z działań moralnych. Aby przeżyć musiał podjąć walkę. Walczył z przeciwnościami zewnętrznego świata przyrody, ale zaczął również walczyć między sobą. Początkowo rozwój technologiczny obejmował ułatwienia w zdobywaniu pokarmu i odzieży. Technologia jednak dość szybko opanowała wyrób broni służącej do walki na wojnach.

Działania człowieka zatraciły swój wymiar osobowy i wspólnotowy. Męskie rozeznanie w sprawach rzeczywistości zastąpiła waleczność na polu bitewnym, zaś kobiecą wrażliwość na piękno zastąpiła gospodarska troska o byt materialny i przetrwanie potomstwa. Człowiek nie patrzył w przyszłość, lecz zmagał się ze swoim codziennym losem i bytem. Zapomniał zupełnie o Bogu i zaczął czcić własne pragnienia i marzenia, przede wszystkim o panowaniu nad światem. Tak więc raz ludziom żyło się lepiej a raz gorzej, w zależności od tego, jak układali sobie stosunki społeczne. Albo rządzący gnębili poddanych trzymając ich w ciągłym strachu przed represjami, albo mądrzejsi władcy pozwalali ludziom działać całkiem swobodnie, co skutkowało rozwojem gospodarczym i kulturalnym. Okresy rozwoju i upadku różnych państwowości falowały nieustannie i trudno było znaleźć ciche miejsce na ziemi.

Człowiek tworzył więc i rozwijał twórcze możliwości działania. Powstawały coraz to nowe ośrodki cywilizacyjne. Jedne cywilizacje powstawały, a inne upadały. Jednak człowiek coraz bardziej uniezależniał się od warunków przyrodniczych tworząc z czasem swój własny świat – miejski i państwowy zarazem (civitas). Jedne państwa walczyły o wpływy z innymi państwami. Ludzie rodzili się i ginęli lub umierali, nie zdając sobie sprawy ze swego powołania. Nie było w tych czasach nikogo, kto mógłby nauczać ludzi o realnym Bogu Osobowym. Ludzie tworzyli sobie swoich własnych bożków albo sami chcieli być ubóstwiani. Ogólnie mówiąc, życie ludzkie było całkiem dramatyczne.

Ten dramat ludzkiego życia dostrzegli Grecy i pokazali to w swojej twórczości dramatycznej w teatrze. Doświadczenie tragiczności życia i działania człowieka przeżywane na scenie teatralnej miało przygotowywać ludzi do trudów życia i wzmacniać ich psychiczne reakcje na spotykane trudności. Jednocześnie uświadamiano sobie (to oczywiście dotyczyło tych najmądrzejszych), że trzeba dać ludziom (obywatelom polis) mocne narzędzie w postaci wiedzy o możliwościach ludzkiego działania. W ten sposób zrodziła się etyka, którą postulowali greccy filozofowie. Była to próba uporządkowania życia społecznego i politycznego w państwie (greckim).

Ostateczne rozwiązanie kwestii etycznych dał Arystoteles. Stwierdził, że człowiekowi potrzebna jest duchowa siła wewnętrzna, która napędzałaby jego praktyczne działanie. Idąc w tym względzie tropem Sokratesa przyjął, że działamy na mocy cnót moralnych, które usprawniają nasze władze duchowe. Tak więc do życia społecznego (czyli politycznego, jak wtedy mówiono) człowiekowi potrzebne są: – roztropność (w wyznaczaniu sobie celów) albo mądrość (w postępowaniu), sprawiedliwość (względem innych), odwaga (w działaniu) oraz umiar (w używaniu przyjemności). Grecy sformułowali więc kanon czterech cnót kardynalnych (czyli głównych zasad działania na polu społecznym). Można przyjąć, że odtąd ten kanon obowiązywał cały czas w społeczeństwach i narodach Europy.

Co warto jeszcze zaznaczyć w propozycji Arystotelesa. Otóż jego rozumienie etycznego życia polegało na tym, żeby podążać drogą środka. Dobre działanie, czyli działanie cnotliwe, powinno się wystrzegać skrajności. Człowiek nie może popadać w skrajne rozwiązania i działania. Powinien iść przed siebie, lecz rozważnie wybierać drogę pośrednią. To pozwalało na umiarkowany lecz trwały rozwój społeczny.

Ta filozoficzna propozycja wydawała się całkiem praktyczna, ale raczej trudna do zastosowania, gdyż wymagała od ludzi ciągłego ćwiczenia i kontrolowania swojego postępowania. Ludzie zmierzają zaś do działania łatwego i przyjemnego. Nie sposób ich nauczyć albo wprost narzucić im rozwiązania etyczne. Dlatego do elit społecznych bardziej przemawiały propozycje hedonistyczne (zwłaszcza epikureizm).

Odsłona 2/2 Życie

Już dawniej w historii Bóg na nowo odezwał się do człowieka. Powołał On Abrahama, żeby ponownie ukazać się ludziom. A z Abrahama narodził się lud Izraela (naród Żydowski). Przez kolejne wieki Bóg przemawiał do Żydów przez Proroków, aby przygotować ich na przyjście Mesjasza zwiastuna Dobrej Nowiny o Zbawieniu. Aż wreszcie pojawił się Mesjasz Zbawiciel, żeby przypomnieć i pouczyć ludzi o ich osobowym i nadprzyrodzonym powołaniu. Głosił Ewangelię, że mamy w niebie Boga Ojca, który nas umiłował i pragnie się o nas zatroszczyć aż po kres naszego życia, dając na koniec zbawienie i zmartwychwstanie. Jednocześnie Jezus Chrystus (Mesjasz i Syn Boży)  odkupił nas (nasze grzechy) przez swoją męczeńską śmierć. Co zadziwiające Bóg posłużył się tutaj upadłą naturą człowieka, co doprowadziło do tego, że to ludzie zamęczyli swojego Wybawiciela.

Dzięki ogłoszonej Ewangelii odrodziło się poznanie i wiara w Boga Osobowego, a co za tym idzie – umiłowanie Go. W ten sposób ludzkie życie odzyskało swój nadprzyrodzony sens. Rozwinęła się personalistyczna teologia. Wiara w Boga na powrót stała się codziennością człowieka. Ale trudności życia społecznego i politycznego się nie zmieniły. Życie ludzkie nie stało się przez to łatwiejsze, lecz istniała nadzieja na przyszłość – nadzieje zbawienia.

Również Zły Demon nie pozostawał bezczynny. Nadal mącił i oszukiwał człowieka. Znowu popchnął ludzi na tory myślenie i wolności działania. Człowiek nie zdołał się ustrzec przed zakusami Szatana. Co gorsze, ludzie z racji własnych pomysłów zakochali się w wolności. A co dziwniejsze, nie zdawali sobie zupełnie sprawy, że wolność nie jest żadną mocą do działania, lecz tylko czystą możliwością działania. Możliwością, która nie respektuje zasad i wymogów realności. Na powrót zamienili zdobytą dzięki łączności z Bogiem moc osobową na bezsensowne możliwości tworzenia własnych pomysłów. To oczywiście doprowadziło do rewolucji społecznych i politycznych, które skończyły się zbrodniami przeciwko ludzkości.

Musimy pamiętać, że nie da się odzyskać sprawności i aktywności własnej osoby bez nawrócenia się do Boga. Osobowa aktywność człowieka działa bowiem pod wpływem relacji z Bogiem. Nasza osoba swoją moc czerpie z relacji osobowej nawiązywanej z Bogiem (bądź Jego Świętymi). Bez tego wsparcia jesteśmy zdani jedynie na swobodne możliwości działania, czyli na wolność wyboru. Wówczas raz działamy dobrze, a innym razem źle, właściwie bez żadnego powodu, gdyż wolność jest czystą możliwością pozbawiającą nas konkretnej zasady działania.

Możliwości działania nie tworzą realnej osobowości człowieka, lecz funkcjonują na zasadzie intencjonalnej świadomości (czyli takich pustych zamiarów). Natomiast osobowość człowieka wyrasta na gruncie relacji i działań osobowych, i buduje się w oparciu o nie. Osobowość buduje się dzięki relacjom i działaniom wiary, miłości i nadziei. Nasza świadomość zaś płynie sobie swobodnie wraz z pojawianiem się coraz to nowych intencji myślnych (nie tyle poznawczych, co właśnie wymyślanych przez świadomość człowieka).

Nasze myślenie i oparte na nim działania (właśc. możliwości działania) nie tworzą żadnej realnej warstwy w naszej duchowości. Myślenie napompowuje jakby duchowość czystymi możliwościami, tworząc taki nadmuchany balon przeróżnych intencji, czyli dowolnych zamierzeń „poznawczych”. Te intencje kłębią się w naszej świadomości. Aby się w tym rozeznać, człowiek zaczyna coś porządkować, stąd powstają przeróżne opinie i poglądy, czy wreszcie całe ideologie albo systemy pseudonaukowe. Niestety takie porządkowanie nie ma dużego sensu, gdyż nie jest oparte na żadnych realnych podstawach lub zasadach poznawczych.

Na przykład nasze myślenie może sobie dowolnie tworzyć i ustawiać różne piramidy wartości. Dziś już mało kto zdaje sobie sprawę, że wartości to jest tylko nasze myślenie o czymkolwiek (o różnych sprawach lub rzeczach). Dlatego powstają dowolne hierarchie wartości niekoniecznie oparte na realnych dobrach (dobro osobowe, dobro życiowe, czyli zdrowie, czy dobro przeżyciowe, czyli piękno). W dzisiejszych czasach obserwujemy dowolną zmienność wartości. Na ogół na szczycie stawia się wolność człowieka, która jest przecież tylko możliwością działania. Sama wolność niczego nie napędza. W ten sposób koło się zamyka i odcinamy się całkowicie od realności.

Zobaczmy na koniec, jak ta sprawa wygląda od strony konkretnego człowieka. Człowiek rodzi się na ziemi naznaczony grzechem pierworodnym, czyli utratą osoby i osobowości na rzecz świadomości (czyli wolności myślenia i wyboru). Z tej racji jest skazany na swój tragiczny los. Ale dzięki przyjściu Mesjasza i odkupieniu ludzkich grzechów otwiera się przed człowiekiem nowe życie. Oczywiście jest to związane z powołaniem i działalnością Kościoła Świętego. Wspólnota Kościoła otrzymała od Boga (Syna Bożego) w darze sakramenty święte, które mają moc przywrócenia człowiekowi aktywności osobowej i życiowej. Dlatego dziecko poddajemy działaniu sakramentu Chrztu Świętego, aby mocą relacji nawiązanej z Bogiem ożywić jego osobę stanowiącą centrum realności. Dzięki temu dziecko może wzrastać i rozwijać się w sposób osobowy. Trzeba jednak pamiętać, że taki rozwój dokonuje się w rodzinie powołanej do wspólnoty w sakramencie małżeństwa. Dziecko potrzebuje więc rodziny będącej wspólnotą osobową, w której wszyscy członkowie są połączeni relacjami osobowymi (wiary, miłości i nadziei). Bez tego osobowego i wspólnotowego środowiska nie będzie rozwoju osobowego dziecka (młodego człowieka). Tego nie są zdolne zapewnić żadne instytucje społeczne (szkoła, ośrodki wychowawcze, czy domy dziecka).

Możemy wybrzydzać na religię i Kościół, co jest dzisiaj takie modne, ale to nie zmienia zasadniczego fakty, że tylko ze strony wspólnoty nawiązanej z Bogiem (Bogiem Osobowym), czym jest właśnie Kościół, możemy oczekiwać przywrócenia pełnej realności i aktywności osobowej naszemu człowieczeństwu. W innym wypadku tak naprawdę nie możemy się uważać za rzeczywistych ludzi (bo może się okazać, że jesteśmy tylko czyimś pomysłem (wariata, ideologa lub szatana).

Każdy człowiek rozwija się, wzrasta i jest wychowywany we wspólnocie rodzinnej. Osobowe wychowanie może się dokonywać tylko w kochającej się rodzinie, gdzie panuje pełne poszanowanie wszystkich osób. Albowiem właśnie rodzina realizuje w swoim życiu wspólnotowym dobro wspólne, którym jest rozwój osobowy człowieka. Ten rozwój osobowy polega na ukształtowaniu osobowości, czyli tego, co dawniej nazywano charakterem moralnym człowieka. Charakter moralny czy osobowość jest realnym wypełnieniem naszej duchowości. Aby zrealizować swoje osobowe człowieczeństwo, każdy z nas powinien zdobyć charakter moralny nabudowany na władzach duchowych. Taki rozwój osobowy jest w stanie przekształcić intencjonalną świadomość człowieka w tzw. świadomość moralną, czyli zdolność stojącą na straży postępowania moralnego. Na tym polega właśnie dojrzałość młodego człowieka, która powinna mu służyć przez całe życie. Tylko dzięki silnemu charakterowi moralnemu człowiek może pokonać wszystkie trudności swojego ziemskiego życia.

Odsłona 3 /Śmierć

Śmierć i zbawienie

Na koniec czeka nas śmierć. A później zbawienie albo potępienie. Jeśli człowiek nie umiał żyć osobowo, czyli moralnie i religijnie, to raczej nie ma co liczyć na zbawienie. Jeżeli natomiast żył moralnie lecz nie religijnie, to jego zbawienie może zależeć od świadectwa i oceny osób z nim związanych. Jeśli te osoby uznają, że ktoś taki przyczynił się do rozwoju ich życia osobowego oraz powstania silnej osobowości (albo nawet wzrostu ich religijności, co wydaje się raczej niepewne), to będą wstawiać się u Boga i optować za jego zbawieniem. Gdy jednak nikt nie wypowie się o nim pozytywnie, to ma przerąbane. Ratunku nie ma już żadnego!

Dlatego za życia powinniśmy zadbać o to i rozwijać przede wszystkim swoje życie osobowe, służąc pomocą innym ludziom w ich działaniach moralnych i religijnych. Taką działalność możemy najłatwiej prowadzić w ramach swojej rodziny (pamiętajmy, że życie osobowe rozwija się właśnie w rodzinie) albo w ramach kościelnej wspólnoty parafialnej. Nie wolno o tym zapominać.

Jeśli człowiek zostałby opuszczony przez wszystkich bliskich i znajomych, to będzie skazany na samotność (a po śmierci na samotność piekielną). Piekło to nie są płonące kociołki. Piekło to duchowa samotność rozmyślania o błędach swojego życia. Będziemy wtedy znali doskonale wszystkie swoje błędy i grzechy. Będziemy widzieli i przeżywali je ponownie, i nie będziemy mogli nic z tym zrobić. Chyba, że ktoś pomodli się za nas szczerze.

Piekło jest stanem świadomości, która nie może już zdobywać żadnych nowych wrażeń czy pojęć. Dlatego pozostaje jej jedynie powtórne przeżywanie własnych dramatów (wspominanie złych działań, które doprowadziły człowieka do negacji własnej osoby oraz negacji osób naszych bliskich). Świadomość pozostawiona sama sobie nie będzie w stanie cieszyć się realnością naszego człowieczeństwa (realnością osoby i życia). Samotna świadomość nie będzie w ogóle pamiętała o jakiejkolwiek możliwości działań osobowych. Nie będzie znała ani ludzkiej wiary, ani osobowej miłości, ani nadziei życia wiecznego. Ona będzie przeżywała od nowa wszystkie popełnione grzeszne działania naszego ziemskiego życia. Niestety od przeżywania własnych win i grzechów można przecież zwariować nawet na tym świecie. Dlatego radziłbym wystrzegać się takich katuszy.

Otóż całkowity brak życia osobowego (i co za tym idzie wspólnotowego) będzie dla nas największą karą. Karą nie do zniesienia. Jeśli nie wierzycie, to spróbujcie któregoś dnia przypomnieć sobie wszystkie popełnione świństwa i zbrodnie (jeśli w ogóle potraficie się na to zdobyć – taki rachunek sumienia). To może uzmysłowić wam, co nas czeka w piekle. Pamiętajmy, że tu na ziemi przed ciągłym myśleniem o sobie chronią nas codzienne wymagania naszej cielesności. Lecz gdy zostaniemy sam na sam z własną świadomością, to nic już nas nie ochroni przed nieustannym rozmyślaniem i roztrząsaniem własnych grzechów. Wtedy już żadna realność ciała lub duchy nas nie uratuje. Zostaniemy na zawsze w obliczu całej swojej tragedii. Tylko czyjeś modlitwy mogą nas uratować. Módlmy się za zmarłych, bo mogą tego potrzebować.

Patrząc na to z naszej ziemskiej perspektywy warto się zastanowić, czy ktoś nie planuje zmontować nam piekła na ziemi. Przecież Sztuczna Inteligencja będzie miała wszystkie cechy mąk piekielnych.

1 listopada 2021

Negacja człowieczeństwa /1

Człowiek uparcie neguje swoje człowieczeństwo. Może nie tyle pojedynczy człowiek, co ideologia tworzona przez różnych ludzi. Wszelka ideologia odrzuca bowiem osobowe człowieczeństwo. Dzieje się tak dlatego, że ideologia nie stanowi żadnego poznania realności, lecz jest ona czystym myśleniem. Ideologia jest naszym myśleniem o człowieku i jego sprawach. Nie zna więc realnego człowieczeństwa, a tylko próbuje wymyślić wszystko od nowa, czyli tworzyć kłamliwą teorię ludzkiej natury. Myślenie nie jest bowiem poznaniem, lecz tworzeniem jakichś nowych możliwości, czyli tego, co jest możliwe do pomyślenia (vel pomylenia).

Stał się tak w historii filozofii, kiedy kartezjańskie cogito uznano za niepodważalne poznanie. Od tej pory za sprawą Leibniza i Wolfa metafizyka stanowiąca wiedzę o realnych bytach przekształciła się w ontologię, która będzie zajmowała się bytami możliwymi (czyli możliwymi do pomyślenia, a nie realnie istniejącymi). W ten sposób Leibniz wymyślił swoją duchową monadologię. Już później na bazie ontologii zaczęły powstawać dowolne koncepcje (czyli wymyślone teorie) dotyczące człowieka albo Boga. Przestano dążyć do rzeczywistego poznania realności człowieka, kładziono natomiast nacisk na wymyślanie i tworzenie dowolnych możliwości życia i działania człowieka. Odtąd ludzkie działania miały być kierowane jedynie myśleniem i dowolnym wyborem, a nie poznaniem realnych zasad działania.

Idąc tym tropem zaczęto negować zasady moralne i religijne, które były odwołaniem się do realnych zasad i przyczyn. Działanie wymaga przecież mocy sprawczej, a nie możliwości wymyślenia czegokolwiek. Myślenie zrodziło się bowiem z negacji rzeczywistości, jak pokazał to Kartezjusz. Dlatego myślenie jest w stanie zanegować każdą realność, a co więcej, jako negacja myślenie jest w stanie zanegować nawet samo siebie. Dlatego myślenie nie tworzy niczego realnego, lecz proponuje nam jakieś pole manewru w świecie możliwości. Jednak uciekając lub tylko skręcając w świat możliwości tracimy od razu kontakt z rzeczywistością. Widać to doskonale na przykładzie reklam, które pokazują i sprzedają nam wspaniałe możliwości, zaś działanie proponowanych rzeczy czy usług jest całkiem zwyczajne i nie przenosi nas w nowy wspaniały świat oferowanych możliwości.

Człowiek uparcie neguje swoje osobowe człowieczeństwo. Porzuca swoją osobową realność. A przecież osoba ludzka jest czymś nadprzyrodzonym. Dlatego też nie wolno naszego człowieczeństwa sprowadzać do wymiaru czysto przyrodniczego. Ani osoba, ani życie (jako źródło naszego ludzkiego życia) nie wyrastają z ewolucji przyrodniczej czy biologicznej.

Nasze człowieczeństwo ma pochodzenie nadprzyrodzone. Oznacza to, że zarówno osoba ludzka jak i ludzkie życie zostały stworzone przez Boga. Stanowią one sprawcze podmiotowości naszego istnienia, które pochodzi wprost od Boga Stwórcy. Co więcej, zarówno osoba jak i egzystencjalne życie są samym centrum naszej ludzkiej realności. Nasza natura – dusza i ciało – a więc to, co obserwujemy spotykając innych ludzi, jest już przyczynowana przez moc sprawczą dwóch podmiotowości – duchowej osoby i ożywczej życia. Możemy uznać, że bez osoby i życia nie byłoby naszej ludzkiej natury. Dlatego też duchowo-cielesna natura stanowi przejaw i wyraz mocy sprawczej aktów osoby i życia (aktywności osobowej i ożywczej).

Jeżeli więc negujemy naszą osobową i ożywczą realność istnienia, to tym samym porzucamy realne i prawdziwe człowieczeństwo. Musimy jednocześnie wiedzieć, że w zamian nie stworzymy niczego realnego, będziemy zaś obracali się w świecie możliwości. Możemy tworzyć różne pomysły reprezentujące możliwości działania człowieka, ale to zawsze będą jakieś sztuczne fikcje. Taką fikcją jest teza, że człowiek działa albo powinien działać na zasadzie wolności. Przecież wolność tak naprawdę jest czystą możliwością i niczym więcej. Natomiast do działania potrzebna jest i konieczna moc sprawcza a nie tylko możliwość działania. W oparciu o wolność, czyli możliwość, nie zbudujemy żadnej własnej realności. A wtedy odejdziemy w świat niebytu.