8 maja 2021

Prawa człowieka czy prawa osoby?

Prawa człowieka ogłoszone w kolejnych Deklaracjach wydawały się być ostatecznym panaceum na wszystkie kłopoty i bolączki człowieka. Dziś wiemy, że tak się nie stało. Dlaczego znikł cały optymizm tych Deklaracji? Dlaczego prawa człowieka nie spełniły swoich oczekiwań? Dlaczego nie uzdrowiły relacji międzyludzkich? Mówiąc wprost, dlaczego nie przyniosły człowiekowi szczęścia? Czyżby w tej propozycji praw człowieka zapoczątkowanej w dobie Rewolucji Francuskiej tkwiło jakieś przekłamanie? A może po prostu człowiek nie potrzebuje kodeksu praw człowieka, tylko wystarczy mu kodeks karny? Czyżby prawa człowieka nie były w stanie pomóc samemu człowiekowi? Musimy dziś koniecznie zapytać, dlaczego tak jest?

Twórcy praw człowieka postanowili oprzeć je na ludzkiej naturze. Wydawało się to czymś zrozumiałym i oczywistym. Człowiek posiada swoją naturę. Żyje i działa podług niej. A więc jak najbardziej słuszne jest ustanowienie prawa opartego na naturze ludzkiej. Jednocześnie byłoby to nawiązanie do pojęcia prawa naturalnego, które miało być głosem natury i w jakiś sposób kierować ludzkim życiem. Uznano zatem, że należy sformułować prawa człowieka, które stanowiłyby eksplikację prawa naturalnego. Można domniemywać, że w zamyśle twórców Deklaracji Praw Człowieka (pierwszej i drugiej) prawa te miały się utożsamiać z prawem naturalnym.

Podstawą praw człowieka stało się rozumienie ludzkiej natury. Tę naturę pojmowano w czasach nowożytnych jako rozumną i wolną. Filozofia podpowiadała nam, że człowiek jest wyposażony w rozum i wolę, dlatego może działać w sposób rozumny i wolny. Wydawało się oczywiste, że o człowieku można mówić w tych kategoriach oraz że te zdolności cechują człowieka i jego działanie. Stąd wyprowadzano postulat, że człowiek powinien działać według praw rozumu i woli. Uważano także, że obie te władze kontrolują się wzajemnie. A więc kiedy zaczyna dominować rozum, wtedy powinniśmy odwoływać się także do woli, zaś kiedy górę bierze wola, wtedy trzeba powrócić do zdolności rozumu. Ale nawet przy całkowitej równowadze działań (jakby remisie działań), filozofia zawsze wskazywała na pierwszoplanowa rolę rozumu. W koncepcjach stricte racjonalistycznych sprawa wyglądała jeszcze gorzej. Kant chciał podporządkować wolę rozumowi, zaś Spinoza opowiadając się za samym rozumem musiał w ogóle odrzucić wolę i wolność.

 

Mówimy, że ludzka natura jest rozumna i wolna. Wskazujemy w ten sposób tylko na dwie zdolności człowieka, ale przecież zdajemy sobie sprawę, że w ludzkiej naturze właśnie te dwie władze dominują nad całą resztą. Człowiek faktycznie jest rozumny i wolny. Dlatego jako podstawę prawa wyakcentowano rozum i wolność. Kant w swoim krytycznym racjonalizmie dowodził, że prawo ma pochodzić z samego rozumu. Prawo jest przecież dziełem rozumu, a więc powinno być aprioryczne. Dlatego przyjęto, że ludzki rozum działając apriorycznie i autonomicznie tworzy prawo sam z siebie. W ten sposób prawo miało zagwarantowaną zgodność z rozumem, a rozum stawał się warunkiem koniecznym i dostatecznym prawa. Rozum stał się jedynym arbitrem. Rozum stanowił prawo, był się prawodawcą, ale zarazem był sędzią i adwokatem w jednej osobie.

To rozum poznaje naturę człowieka. To znaczy, że rozum poznaje sam siebie oraz poznaje wolę. Poznaje także cielesność. Ogólnie mówimy, że rozum poznaje rzeczywistość. Dzieje się tak wtedy, gdy rozum poddaje się doświadczeniu zmysłowemu. Sam z siebie rozum zaczyna myśleć. Gdy rozum działa sam z siebie (apriorycznie), wtedy poznaje w sposób dialektyczny. Hegel pokazał nam, że rozum może postawić dowolną tezę, aby zaraz potem ją zanegować. W dokonaniach myślącego rozumu (rozumu apriorycznego) brakuje jednoznacznego kryterium. Ludzki rozum może się kierować zarówno prawdą, jak i fałszem. Najpierw głosimy prawdę, aby za chwilę skłamać. Skoro więc odwołujemy się do rozumu jako jednego z wyznaczników ludzkiej natury, to niepostrzeżenie akceptujemy jego dialektyczne działanie. Ta dialektyka dotyczy również działania woli. Mówimy przecież, że człowiek ma wolną wolę. To znaczy, że sam człowiek swobodnie wybiera swoje działania. Raz wybiera dobro, żeby innym razem opowiedzieć się za złem (za wyborem mniejszego zła). Trzeba więc przyjąć, że również wola w swoim działaniu jest dialektyczna. Stawiając na wolność woli, która stanowi możliwość wyboru, zgadzamy się niepostrzeżenie na wybór zła.

Ratunkiem w tym układzie mogła być „pośrednia droga” Arystotelesa. Dla niego wypracowana cnota miała być „środkiem” pomiędzy skrajnymi działaniami rozumu i woli. Jego etyka polegała na tym, żeby odrzucić przeciwieństwa i podążać drogą pośrednią (środkiem). Takie wypośrodkowane działanie miałoby nam zapewnić życie moralne. Moralność stawała się roztropnym podążaniem środkiem. Odrzuceniem skrajności i wyborem drogi pośredniej. Ale od razu widać niedoskonałość takiej propozycji. Arystoteles wychwala przyjaźń jako najlepsze odniesienie do drugiego człowieka. Ta przyjaźń jest „środkiem” pomiędzy dwoma skrajnościami – miłością i nienawiścią. U Arystotelesa człowiek nie zna miłości, gdyż jest ona szaleństwem (bożym), jak pokazał w Uczcie Platon. Człowiekowi pozostaje więc tylko przyjaźń. Od razu widać, że jest to etyka na miarę ludzkiej natury.

Ludzka natura nie jest doskonała. Co więcej, ona nie potrafi działać w sposób doskonały. Jeżeli więc tę naturę przyjmiemy jako podstawę praw człowieka, to tym samym zatwierdzamy prawnie całą jej niedoskonałość. Jeżeli uznamy, że prawa człowieka mają być gwarancją działania rozumnego i wolnego, to jednocześnie będą one potwierdzeniem dialektyki tych władz. Fałszywe oceny rozumu są tak samo rozumne jak oceny prawdziwe. Sam z siebie oraz sam przez się rozum nie jest w stanie rozstrzygnąć, gdzie jest prawda. Dlatego potrzebuje odniesienia do czegoś leżącego poza nim. Potrzebne jest tutaj odniesienie do rzeczywistości. Dlatego prawdziwość (ocen) była pojmowana jako zgodność rozumu z rzeczywistością. Ale Kant narzucił rozumowi aprioryczność i autonomię, czyli pozbawił go jakichkolwiek odniesień. Gdy więc poszukujemy pełnej autonomii rozumu, gdy wierzymy w prawdziwość wiedzy apriorycznej, wtedy odniesienie do rzeczywistości staje się niepotrzebne. Rozum sam ocenia i wyznacza prawdziwość. Taka prawdziwość staje się zgodnością poznania z samym myśleniem. Poznać coś znaczy pomyśleć to jasno i wyraźnie, jak chciała Kartezjusz. Odwołanie się do ludzkiej natury preferuje błądzący w myślach rozum i wybierającą swobodnie wolę. Jednak obie te zdolności nie mogą stać się fundamentem prawa i moralności.

A cóż się stanie, jeśli odwołamy się do ludzkiej osoby? Czy można określić prawa osoby, a nie tylko prawa człowieka? Na czym więc byłyby oparte prawa osoby?

Ludzka natura jest podmiotowością istoty. Obejmuje ona porządek istotowy i działanie władz duchowych i cielesnych. Działanie człowieka jako ludzkie działanie naturalne przebiega w sferze istotowej na poziomie duszy i ciała. Natomiast osoba stanowi podmiotowość istnienia. Jej aktywność obejmuje porządek istnienia (porządek egzystencjalny). Osoba jest bowiem związana z własnościami transcendentalnymi. Aktywność osoby wypływa z tych własności transcendentalnych, które mają charakter osobowy. Są to własności prawdy, dobra i piękna. Podmiotowość osoby stanowią więc trzy własności osobowe, które dysponują szczególną mocą sprawczą, gdy pozostają w relacjach do Osoby Boskiej. Podmiotowość osoby ma postać wspólnoty trzech własności osobowych (prawdy, dobra i piękna).

 

Osobowa aktywność polega na aktywności własności osobowych. Jak na poziomie istoty bytu mamy do czynienia z różnymi władzami duchowymi (i cielesnymi), tak na poziomie istnienia odpowiada temu aktywność własności osobowych. Na poziomie istotowym (natury ludzkiej) władze mają postać możności, czyli zdolności do działania. Natomiast na poziomie istnienia mamy do czynienia z aktami własności transcendentalnych. Aktem prawdy jest kontemplacja. Aktem dobra jest sumienie (prasumienie), zaś aktem piękna jest upodobanie. Te trzy akty stanowią jednocześnie aktywność osobowej podmiotowości. Możemy to wyjaśnić w ten sposób, że osobowa podmiotowość jest od razu aktywnością (czyli ma charakter aktu), zaś podmiotowość natury przybiera jedynie postać władz-możności. Wiemy, że możność musi być urzeczywistniona i zaktualizowana przez akt. Dlatego trzeba stwierdzić, że osobowa aktywność (akt) stanowi przyczynę aktualizacji i dalej działania władz naturalnych. Powiemy też, że człowiek działa ostatecznie dzięki aktywności własności istnieniowych. Taki sens wydaje się mieć scholastyczne sformułowanie: operari sequitur esse.

Dlatego wydaje się, że słuszną rzeczą będzie poszukiwanie podstaw dla praw przynależnych człowiekowi na poziomie osobowym. W ten sposób dochodzimy do stwierdzenia, że aby prawa człowieka stały się zarazem prawami osoby, muszą być oparte nie na rozumie i wolności, ale na prawdzie, dobru i pięknie. Prawa osoby dotyczą więc własności osobowych i mają ich strzec. Mają one służyć samej osobie i jej rozwojowi, czyli powinny gwarantować aktywność osobową. Prawa człowieka powinny więc gwarantować aktywność osoby (czyli kontemplację, sumienie i upodobanie), a nie tylko działanie myślącego (i błądzącego) rozumu oraz swobodnie wybierającej woli.

Prawem osoby winno być prawo mówienia i słuchania prawdy (prawo do wypowiadania słowa prawdy), dalej prawo do czynienia dobra (prawo do dobrego działania, a nie wybierania mniejszego zła), a także prawo do przeżywania piękna (czyli prawo do przeżywania pięknego życia). Tylko takie prawa osiągają poziom naprawdę osobowy. Będzie to wyraz najwyższego humanizmu i źródło postaw humanistycznych człowieka.

Prawa człowieka ustanawiane do tej pory były oparte na zdolnościach ludzkiej natury. Prawa osoby, które czekają na ustanowienie, powinny być oparte na własnościach osobowych istnienia. Dopiero takie prawa mogłyby w pełni chronić osobę człowieka i relacje osobowe nawiązywane między ludźmi. Ponadto prawa osoby mogłyby tchnąć nowe siły w życie społeczne. Dałyby humanistyczne oświecenie i ożywienie życiu społecznemu. Prawa osoby byłyby mocną podstawą moralności tak potrzebnej w życiu społecznym. Trzeba by się zastanowić, czy nie dałoby się wyprowadzić z praw osoby prawa moralnego, a dalej prawa rodzinnego czy nawet praw politycznych człowieka.

Prawa osoby stoją bowiem na straży samej osoby i życia osobowego, czyli życia we wspólnocie osobowej, jaką jest rodzina. Natomiast prawa człowieka (jako prawa natury) chroniły jedynie ludzką naturę, czyli chroniły rozumność i wolność człowieka. Ale to sprowadzało się do ochrony ludzkiej indywidualności, a właściwie do ochrony indywidualnej świadomości człowieka. Postulowanie wolności słowa doprowadziło bowiem do rozprzestrzeniania się głupoty, gdyż każdy może głosić, co mu się podoba. Z kolei postulat wolności sumienia doprowadził do przyjęcia swobody działania i rozprzestrzeniania się złego zachowania, gdyż każdy uważa, że sam rozstrzyga i decyduje o swoim postępowaniu. Dobre dla mnie jest to, co robię i nikomu nic do tego. Mogę wielbić Boga, ale równie dobrze mogę uwielbiać siebie lub kogoś innego. Wreszcie propagowana dziś wolność seksualna prowadzi człowieka do całkowitego wypaczenie przeżycia piękna i pięknego życia. Postulowana swoboda przeżywania przyjemności niszczy wprost naszą uczuciowość, zabija uczucia (zwłaszcza uczucia radości i nadziei dotyczące życia). Każe nam gonić za przyjemnością za wszelką cenę. Człowiek nie zdaje sobie sprawy, że pogoń za przyjemnościami nie może nas do niczego doprowadzić. Jest tylko ciągłym łapaniem przyjemności (i szczęścia rozumianego jako przyjemność), której nie sposób zatrzymać.

Te postulaty wolności podpowiada nam nasza świadomość. Dzieje się tak dlatego, że świadomość pragnie zapanować nad człowiekiem, pragnie zapanować przede wszystkim nad osobą i jej aktywnością. To świadomość przybrana w różne teorie filozoficzne każe człowiekowi nazywać się ludzkim „ja” albo ego, ludzką „jaźnią”. W ten sposób świadomość próbuje uzurpować sobie rolę głównej podmiotowości człowieka. Świadomość chce ustanawiać własne prawa – prawa wolności, które mają jakoby wyzwolić człowieka. Ale jest to jedynie wyzwolenie i oderwanie się od realnej podmiotowości osoby. Prawa wolności człowieka zaprzeczają bowiem sprawczej mocy osoby. Negują jej aktywność w imię wolności działania człowieka, czyli w imię jego świadomości. Ale uwolniona świadomość prowadzi nas tylko na manowce, gdyż nie ma żadnego ukierunkowania. Jedynie osobowa aktywność posiada jeden określony cel i kierunek. Jest nim Osoba Boska i wieczna łączność z Bogiem, czyli zbawienie jako szczęście wieczne.