Cielesność
jest potrzebna człowiekowi. Cielesność ma służyć osobie człowieka, a nie
odwrotnie. Osoba ani dusza nie powinny służyć cielesności. Cielesność została
powołana do wcielenia osoby ludzkiej. Osoba została w człowieku wcielona i może
działać przy pomocy ciała. Tak powstał i tak działa człowiek. Bez ciała ani
człowiek, ani ludzka osoba nie mogą działać. Ale to człowiek, czyli osoba
ludzka ma kierować ciałem, a nie odwrotnie.
Ciało jest przyczynowane przez życie i podlega
bezpośrednio ludzkiemu życiu. Ciało jest żywym organizmem. Pozwala na rozwój
ludzkiego życia. Ciało żyje więc dla człowieka (i dla osoby ludzkiej), a nie
człowiek dla ciała. Ciało powinno służyć człowiekowi, ale to człowiek (jako
osoba) ma panować nad ciałem, czyli ma je opanowywać i powściągać.
Ale kiedy człowiek zaczyna myśleć o swojej
cielesności i myśli o sobie z powodu cielesności, i dalej kiedy zaczyna pragnąć
cielesności i tego, co cielesne, a więc kiedy dusza zaczyna żyć cielesnością i
kręcić się wokół cielesności, wtedy w człowieku zawala się to, co duchowe.
Rozum zaczyna służyć zmysłom, zaś wola podporządkowuje swoje pragnienia
przyjemnościom.
Jeśli rozum zostanie pozbawiony oddziaływania
osobowej prawdy, jeżeli więc straci słowo prawdy, to wówczas musi się zwrócić
do poznania zmysłowego. Stąd mamy teorię empiryczną ze stwierdzeniem, że w
rozumie nie ma niczego, czego wcześniej nie byłoby w zmysłach. Jeśli z kolei
wola odwróciwszy się od sumienia zostanie pozbawiona oddziaływania osobowego dobra,
jeżeli więc straci moc czynu dobra (możliwość czynienia dobra), to wówczas
przyjmuje przyjemność za jedyne dobro dostępne człowiekowi i zaczyna kierować
się tym dobrem. Stąd mamy teorię hedonistyczną (albo częściej hedonistyczną
praktykę), która twierdzi, że jedynym dobrem dla człowieka jest przyjemność,
zaś suma przyjemności daje nam szczęście, które staje się przyjemnością i
zadowoleniem duszy.
Rozum pozbawiony kontemplacji prawdy oraz
wola pozbawiona głosu sumienia wzywającego do czynienia dobra stają się
bezładne i bezwolne. Mogą przyjąć jedynie informację zmysłową i poprzestać na
niej albo mogą poszukiwać jeszcze czegoś w samych sobie. Wtedy rozum może
znaleźć logiczne rozumowanie (myślenie) i sformułować poprawnie gramatyczną
wypowiedź, zaś wola może odnaleźć w sobie wolność wyboru i skupić się na
wybieraniu różnych propozycji.
Myślący rozum i wybierająca wola są w stanie
kierować człowiekiem i jego życiem. Mogą one tworzyć duchowy świat człowieka,
czyli świat kultury. Mogą odkrywać, a właściwie wymyślać i podpowiadać
człowiekowi różne rozwiązania, ale nigdy nie będą w stanie dotrzeć do sedna
sprawy, do głębi człowieczeństwa – do osobowej podmiotowości istnienia. Myślący
rozum nie zdoła poznać prawdy osoby ludzkiej i osoby boskiej, zaś wybierająca
wola, czyli tzw. wolna wola, nie zdoła zapragnąć osobowego dobra ludzkiego lub
boskiego. Sam z siebie człowiek może rozmyślać o tym świecie ujętym zmysłowo
oraz może wybierać tylko to, co podsuwają mu zmysły, czyli przyjemności
cielesne. Dopiero gdy człowiek uwolni się od myślenia rozumu i od wybierania
woli (od tzw. „wolności wyboru”), gdy nawróci swój rozum do kontemplacji i
uznania prawdy, a swoją wolę nawróci do pragnienia osobowego dobra, dopiero
wtedy zdoła poznać osobową podmiotowość i uruchomić osobową aktywność. Dopiero
wtedy człowiek stanie się na powrót osobą i zacznie działać jak osoba. Przecież
osoba jest potrzebna człowiekowi do życia. Co więcej, osoba jest potrzebna
człowiekowi do zbawienia.
Dzisiaj człowiekowi potrzebne jest wreszcie
uzdrowienie uczuć. Za sprawą racjonalizmu i intelektualizmu ludzka uczuciowość
została skazana na niebyt i zapomnienie, została porzucona i poniżona. Widziano
w uczuciowości tylko złe żądze i namiętności. Widziano w niej ślepą i ciemną
stronę człowieczeństwa. Nie wierzono, że uczuciowość należy do ludzkiej natury
wyrastającej z osobowej podmiotowości. A przecież to w osobie są źródła
ludzkiej natury i to, co objawia się na poziomie naturalnym pochodzi z samej
osoby.
Rozum jest w stanie przekonać do działania,
czyli namówić, wolę. Ale rozum nie jest w stanie przekonać i namówić do
przeżywania naszych uczuć. Uczucia po prostu są i przeżywają, wydarzają się i
dzieją w nas. Uczucia mogą być posłuszne zmysłom, ale nie słuchają wcale
rozumu. To chyba najbardziej niepokoiło filozofów, którzy odrzucali uczucia.
Dlatego rozum zawsze chciał odrzucić uczucia – po prostu wyrzucić je poza
nawias człowieczeństwa (stoicka apatia). Ale patrząc na to z drugiej strony,
rozum nie może być posłuszny uczuciom, bo to też nie będzie dobre. Rozum musi
jednak wiedzieć, że w człowieku są uczucia, że dzięki nim przeżywamy nasze
życie, że uczucia również informują nas o tym, co się dzieje w człowieku, że
dają nam znać o przeżyciu i upodobaniu piękna, że tylko dzięki uczuciom
jesteśmy w stanie przeżywać ludzkie piękno, czyli doświadczyć wprost osobowego
piękna. Na przykład Dostojewski uważał, że to piękno może uratować świat i
człowieka.
Otóż piękno to życie. Piękno wyraża się w
ludzkim życiu, zaś życie jest pięknem. Potocznie mówimy, że życie jest piękne.
Musimy więc przywrócić naszemu życiu piękno. Musimy odkryć piękno życia, abyśmy
mogli żyć pięknie. Musimy upodobać sobie życie, zachwycić się życiem (carpe
vitam). Musimy poczuć radość życia, ale tego życia, które płynie z samej osoby
ludzkiej. Bo życie stanowi najpierw aktywność istnienia, a dopiero potem
przejawia się w życiu duchowym i cielesnym.
Jeśli rozumowi zabraknie kontaktu z osobową
prawdą dzięki kontemplacji, to sam zacznie on wymyślać i ustalać prawdziwość.
Wtedy będzie skłonny odwołać się do poznania zmysłowego, czyli do faktów
empirycznych – widzę coś, słyszę coś, dotykam czegoś – ale to nie znaczy, że
znam prawdę o sobie. Na podstawie doświadczenia zmysłowego rozum zaczyna myśleć
i rozumować, argumentować i wyciągać wnioski, dedukować i uogólniać
(indukować). Ale to wszystko świadczy tylko o tym, ze myślący rozum jedynie
poszukuje prawdy, lecz nie jest w stanie jej znaleźć, gdyż prawda jest zawarta
w istnieniu bytu (w ludzkiej egzystencji). Myślącemu rozumowi brakuje miary i
zasady, według której ujmowałby ludzi i rzeczy, dlatego zaczyna wszystko
mierzyć miarką zmysłów. W ten sposób ludzi ujmuje wyłącznie tak jak rzeczy.
Jeśli zatem myślący rozum sprowadzimy do
poziomu naturalnego (bez ingerencji ze strony Boga), to będziemy zdani na
empiryzm Locke’a. Myślenie będzie się dokonywało w oparciu o dane doświadczenia
zmysłowego i będzie polegało na abstrahowaniu treści ogólnych (pojęć i znaczeń)
z danych zmysłowych (wyobrażeń). Ale w ten sposób rozum staje się całkowicie
uzależniony od zmysłów. Nie można w ogóle mówić o tym, czego nie ma w ujęciach
zmysłowych. Z prostych wrażeń powstają wyobrażenia i dalej cała nasza wiedza
zjawiskowa. Według Kanta rozum dokonuje jedynie zespolenia wrażeń w
intencjonalne treści przedmiotowe (fenomeny). Rozum nadaje więc treściom
zmysłowym znaczenie (sens przedmiotowy), czyli tworzy pojęcia i sądy.
Jeśli z kolei woli zabraknie kontaktu z
osobowym dobrem dzięki sumieniu, to wola zaakceptuje i wybierze sobie jakieś
dobro dostępne w doświadczeniu zmysłowym, co sprowadza się do afirmacji
przyjemności. Wola przestaje wówczas dążyć do dobra osobowego (bonum honestum),
zaczyna zaś uganiać się za przyjemnościami. Tak rodzi się praktyczny hedonizm,
gdy kierujemy się w działaniu przyjemnością. Robię wtedy tylko to, co sprawia
mi lub komuś innemu przyjemność. Natomiast szczęściem będzie dla mnie jakaś
suma osiąganych przyjemności (Bentham). Ale działanie na zasadzie przyjemności
prowadzi prostą drogą do przyzwyczajenia i uzależnienia się. Odczuwane
przyjemności trzeba rozszerzać i wzmacniać, gdyż konieczne stają się coraz
silniejsze doznania. To, co sprawiało przyjemność raz, drugi, ... dziesiąty,
przestaje w końcu być przyjemnością. Trzeba więc stale intensyfikować doznania,
a to prowadzi już do uzależniającej eskalacji (nasilenia doznań).
Co ciekawe, poprzez takie poddanie się
doznaniom zmysłowym rozum i wola nie tracą swojego duchowego charakteru, ale
podnoszą i stawiają na poziomie duchowym to, co nie jest duchowe. To, co
duchowe zostaje zastąpione przez to, co cielesne i materialne. Na przykład w
wiedzy naukowej będzie się liczyła struktura materii a nie struktura bytu. Ale
w przypadku człowieka powoduje to zupełny redukcjonizm, czyli spłaszczenie
człowieczeństwa i sprowadzenie go do jednego wymiaru.
Duchowość staje się wówczas odbitką albo
jakąś kiepską kopią cielesności, tak jak u Hume’a pojęcia były kopiami wrażeń.
Ale dzięki temu duchowość odcina się od swojego źródła osobowego. A zrywając z
aktywnością osoby zatraca swoją osobowość, czyli indywidualny charakter i
szczególny znak osoby, staje się natomiast świadomością. Świadomość stanowi
jakby duchowość bezosobową. Jest ona próbą budowania duchowości na gruncie
doświadczenia zmysłowego. Ale wtedy staje się jedynie kopią tego doświadczenia.
Czy można zbudować duchowość z elementów
cielesności? To tak jak byśmy chcieli
zbudować rzeczywistość z tworzyw sztucznych. Znika to, co naturalne i
ekologiczne, a w to miejsce pojawiają się sztuczne twory – np. zwierzątka z
tworzyw sztucznych ale z wyposażeniem elektronicznym, rośliny i kwiaty
imitowane z materiałów wyprodukowanych sztucznie, wreszcie sztucznie pożywienie
powstałe w wyniku syntezy chemicznej (tak jak sztuczne smaki i zapachy). A
przecież jeśli się rozejrzymy dookoła, to zobaczymy, że te wszystkie rzeczy już
funkcjonują. Czy chcemy zafundować sobie sztuczną duchowość, tak jak mamy już
sztuczne serce lub sztuczną nerkę?
Sztuczna duchowość w postaci świadomości chce
dziś zapanować nad człowiekiem. I co więcej, coraz chętniej poddajemy się i
ulegamy takiej duchowości, sądząc, że jest to zdobycz naszych czasów. Kiedy
więc zdobędziemy się na sztuczne życie? A może to już jest ten etap, jak w
przypadku in vitro? Mamy sztuczne zapłodnienie, brakuje nam tylko sztucznego
narodzenia. Historia ludzkości przebyła dziwną drogę od niepokalanego poczęcia
Maryi do sztucznego zapłodnienia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz