Należy jednak pamiętać, że aktywność naszej osoby zależy bezpośrednio od naszego odniesienia do Boga (Osób Boskich). Albo więc uznajemy i potwierdzamy działaniami religijnymi nasze pochodzenie „z rąk” Boga (dzięki stworzeniu), albo odcinamy się od wiary w Boga (ale tym samym negujemy naszą osobową realność). Nasze działania religijne – właściwe sprawowanie kultu Bożego – muszą być potwierdzeniem wiary w Boga Stwórcę i w realną sprawczość aktu stworzenia. Muszą być potwierdzeniem wiary w Boga Osobowego, wiary w Trójcę Osób Boskich. Działania religijne są ponadto chęcią spotkania z Bogiem w Osobie Syna, a ogólnie są głoszeniem chwały Bożej. Wysławiamy i wielbimy Boga w całym Jego Osobowym Istnieniu.
Nic więc dziwnego, ze od wieków dostrzegano zależność moralności człowieka od jego wiary religijnej – wiary w Osobowego Boga. Jeżeli człowiek odrzuci religijność, to nie będzie miał na czym oprzeć swojego odniesienia do drugiego człowieka w całej jego realności. Będzie wówczas traktował bliźniego jako narzędzie do załatwiania swoich egoistycznych interesów lub przyjemności. Bez wiary w Boga nie ma osobowego odniesienia do bliźniego, a to oznacza, że nie ma osobowej miłości, ponieważ zarówno my sami jak i inni ludzie tracą dla nas bezwzględną wartość i znaczenie. Wszyscy stają się wtedy dla nas bezosobowymi przedmiotami. A kto by chciał kochać czy miłować coś bezosobowego? Na takie pytanie każdy powinien sam sobie odpowiedzieć.
Dlatego należy wiedzieć i pamiętać, że człowiek jest przede wszystkim podmiotem osobowym i ożywczym zarazem. Nie wolno tego rozdzielać albo przeciwstawiać. Nasze podmiotowe życia jest bowiem czymś nadprzyrodzonym – na równi z naszą osobą. To życie dopiero sprawia i urzeczywistnia naszą cielesność jako żywy organizm. Dlatego o człowieku można powiedzieć, że jest wcieloną osobą. Jest on osobą uduchowioną i wcieloną, gdyż przede wszystkim pochodzi ze sprawczej mocy Boga.
Jeżeli odrzucamy działania osobowe, czyli moralność i religijność, to jest to widomy znak, że przestaliśmy żyć jako osoba. Można zapytać, czym się wówczas stajemy? Otóż stajemy się czystą świadomością i zaczynamy działać w sposób świadomościowy. Co to oznacza? Oznacza to, że władze duchowe tracą wsparcie aktywności osobowej (osobowych aktów kontemplacji, sumienia i upodobania) i zaczynają działać „na własną rękę”. W umyśle pojawia się myślenie, czyli poznanie realności zamieniamy na myślenie. W woli chcenie dobra i dążenie do niego zamieniamy na dowolność wyboru (raz wybieramy coś lepszego, a raz coś gorszego – mniejsze zło). Natomiast nasz uczuciowość traci zdolność przeżywania piękna (pięknego życia) i skłania się do ulegania przyjemnościom cielesnym.
Od razu widać, że te pozorne działania naszej świadomości pomijają realność człowieka traktując go w sposób instrumentalny. Możemy pomyśleć sobie o człowieku dowolne rzeczy i wybierać właśnie to, co wymyśliliśmy, a nie to, co należałoby rzeczywiście rozpoznać i uznać. Ponadto zaczynamy traktować człowieka czysto utylitarystycznie kierując się własną przyjemnością albo własnym interesem. W ten sposób pomijamy albo wprost negujemy całą sferę nadprzyrodzonej egzystencji człowieka (podmiotowość osoby i życia). Cóż więc nam pozostaje? Tylko jakieś ziemskie bytowanie, raz lepsze, raz gorsze, okraszone co najwyżej marzeniami, czyli przeżywaniem różnych możliwości działania, lecz nigdy nie będzie to budowanie i rzeczywisty rozwój naszej natury w kierunku życia nadprzyrodzonego. Kiedyś postulowano dążenie do szczęścia wiecznego (beatitudo), a dzisiaj postuluje się zadowolenie na co dzień z samego siebie (samorealizacja).
Czy człowiek może żyć bez moralności i religijności? Kiedyś wydawało się to niemożliwe, ale dzisiaj okazuje się, że staje się to normą. Lecz co to za norma? Czy norma może być całkowicie relatywna (bez żadnego oparcia)? Przecież nie nazwalibyśmy tego normą. Człowiek stoi na ziemi na dwóch nogach i wydaje mu się, że nie potrzebuje żadnego oparcia. A jednak do tego stania konieczna jest realna siła ciążenia i grawitacji. Potrzebna jest więc jakaś realna moc sprawcza, nawet jeśli jej nie widać (choć się o niej uczymy). Dzięki temu możemy chodzić i skakać, tańczyć i biegać. To najlepiej pokazuje nam, że człowiek powinien poznawać realność i rozwijać swoje działania w oparciu o rzeczywistą siłę i moc sprawczą, która tkwi gdzieś w nim samym. Ale do tego nie służą nam pozorne działania naszej świadomości. Ponieważ one pojawiają się wtedy, gdy w naszej duszy zabraknie działań moralnych i religijnych, czyli rzeczywistych działań budujących naszą osobowość a nie tylko świadomość. Świadomość jest sferą intencjonalną a nie realną, jak wykazał Husserl. Jest więc czymś nietrwałym i ulotnym, czymś przemijającym. Na czymś takim nie sposób się oprzeć i trwać niewzruszenie, nie można zbudować czegoś realnego. Człowiek nie może być efemerydą czy jakąś zjawą, która raz jawi się tak, a raz inaczej, bo to nie buduje więzi pomiędzy ludźmi (między osobami). Człowiekowi potrzebne są do pełni życia relacje osobowe nawiązywane na poziomie egzystencjalnym (podmiotów istnienia). Człowiek realizuje się przede wszystkim w zakresie osobowy. Dlatego musi poznać i zadbać o swoją egzystencjalną podmiotowość osoby i życia. Bez tego jesteśmy, a jakby nas wcale nie było. Człowiek nie jest tylko tym, co widać, słychać i czuć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz