Wychowanie człowieka
Wychowywać to znaczy uruchomić właściwe działanie człowieka.
Chodzi oczywiście o działanie moralne. Takie działanie moralne jest oparte na
sprawnościach naszych władz duchowych.
Człowiek działa dzięki posiadanym zdolnościom, czyli dzięki
władzom duchowym. Władze duszy umożliwiają nam działanie, ale bez konkretnego
określenia jakościowego. Ponieważ władze posiadają charakter możności, czyli
potencji zdolnych do działania, dlatego mogą podejmować całkiem różnorodne działania.
Jednak aby działanie człowieka nabrało określonego charakteru moralnego, to
musi być dokonane przez władze usprawnione do takiego działania. Dlatego poza
samymi władzami potrzebne są tutaj dodatkowe sprawności nazywane w etyce
cnotami (gr. arete; łac. virtus), czyli siły i moce sprawcze do
działania moralnego. Dlatego powiemy w skrócie, że wychowanie polega na
usprawnianiu władz duchowych człowieka.
Ale jak to osiągnąć? Wiedzę możemy przekazywać w formie
słownej. Możemy ją przedstawić i wyjaśnić. Obracamy się wtedy jednak w pewnej
przestrzeni intencjonalnej związanej z naszą rozumnością albo świadomością.
Możemy bardzo łatwo przekazywać człowiekowi swoje myślenie i możemy go nauczyć
swojego myślenia. Taki przekaz wiedzy opiera się na myśleniu i znajomości
języka, gdyż język jest narzędziem myślenia.
Jednak wychowywanie nie może polegać na przekazywaniu wiedzy.
Taki błąd popełnił na początku sam Sokrates, który uznał, że człowiek działa na
podstawie samej wiedzy. Szybko jednak zrozumiano i ustalono, że tak nie jest.
Na czym więc powinno polegać oddziaływanie wychowawcze? Czy ma to być jakieś
naśladowanie, jak chociażby u Tomasza a Kempis, czy może posłużenie się
przykładem, jak w rzymskim przysłowiu: verba
docent, exempla trahunt. Jak więc pobudzić człowieka (młodego człowieka) do
działania? Może tak jak w wojsku trzeba zadziałać na zasadzie rozkazu? Ale
wówczas mamy do czynienia nie z podmiotową aktywnością człowieka, lecz z
posłusznym wykonawcą poleceń lub rozkazów. Politycy chętnie widzieliby takie oddziaływanie
na rządzonych obywateli. Jednak w moralności nie wolno odbierać człowiekowi
jego podmiotowości, czyli osobowej wolności i godności. Jak zatem przekonać
kogoś do moralnego działania? Dawniej uważano, ze wystarczy tutaj powaga
autorytetu, czyli powaga, mądrość i doświadczenie kogoś dorosłego. Dziecko
słucha swoich rodziców. Dorosły z pewnością posłucha rady kogoś doświadczonego.
Gdy liberalizm rozbudził pragnienie wolności, wtedy okazało się, że autorytety
przestały oddziaływać. Dlatego w wychowaniu moralnym nie wystarczają już
autorytety, chociaż nadal ludzie odwołują się do różnych przykładów, ale raz do
działania moralnego, a innym razem do działania niemoralnego, jeśli chcą
usprawiedliwić swoje postępowanie (mówimy: przecież
wszyscy tak robią).
Co trzeba zrobić, żeby uruchomić postępowanie moralne
człowieka? Jak obdarzyć go odpowiednimi sprawnościami? I jaka siła sprawcza
jest do tego potrzebna? Skoro nie wystarcza już dobre słowo, czy nawet rozkaz,
to jak trzeba zadziałać na młodego człowieka bez udziału socjotechnicznej
manipulacji? Wydaje się, że stajemy tutaj przed problemem duchowego nawrócenia.
Trzeba zwrócić duchowość człowieka (czyli jego władze duchowe) ku realności.
Trzeba osiągnąć głębsze przeżycie realności. Własnej osobowej realności lub
realności bliźniego (czyli człowieka spotkanego wokół nas).
Najważniejsze jest tutaj przeżycie albo doświadczenie
osobowe. Trzeba pokazać młodemu człowiekowi, że jest osobą. A to oznacza, że
należy z nim przeżyć osobowe spotkanie. Takie spotkanie, które Biblia określa
mianem spotkania twarzą w twarz.
Dlatego osoba wychowawcy musi się spotkać z osobą wychowanka. To jest podstawa
wychowania. Tutaj nie ma innej możliwości oddziaływania. Potrzebny jest i chyba
konieczny bezpośredni kontakt. Kontakt osobowy, który dokonuje się w relacjach
wiary, miłości i nadziei, jak to pokazał Gogacz (zob. Człowiek i jego relacje, Warszawa 1984).
Tak więc wychowawcze spotkanie musi się odbywać na poziomie
osobowym, czyli na poziomie podmiotowości istnienia. Osoba jest bowiem
podmiotem egzystencjalnym. Stąd taki wychowawczy kontakt odbywa się w rodzinie,
która stanowi wspólnotę osobową. Rodzina jest bowiem wspólnotą osób powiązanych
ze sobą relacjami osobowymi. Nawiązanie takich relacji pozwala na prawdziwy
kontakt wychowawczy. Żadna instytucja szkolna nie zastąpi w tym względzie
wspólnoty rodzinnej.
Dlatego to rodzina jest prawdziwą szkołą moralności i
religijności dla młodego człowieka. Jeżeli podważamy kompetencje rodziców w tym
zakresie, to czynimy niepowetowane straty w duchowości dziecka. Dziecko może
się wychowywać we wspólnocie rodzinnej, gdyż tylko w rodzinie żyje i rozwija
się jako osoba. Wszelkie instytucje działają jedynie na zasadzie autorytetu
prawnego, czyli urzędowych nakazów, które traktują człowieka przedmiotowo, a
nie podmiotowo.
Wychowanie polega zatem na aktywizacji osobowej podmiotowości
człowieka. Taka aktywizacja może się dokonać poprzez nawiązanie relacji
osobowych. Relacje osobowe są nawiązywane w sposób naturalny w rodzinie.
Dziecko rodzi się z wiary, miłości i nadziei rodziców. Dlatego rodzice już od
początku (od momentu poczęcia) nawiązują z dzieckiem relacje osobowe. Dziecko
jest od razu otaczane relacjami osobowymi rodziców. Relacje osobowe, jak
pokazał nam Gogacz (Człowiek i jego relacje, Warszawa 1984), przebiegają pomiędzy własnościami
istnienia. Dlatego nawiązane relacje aktywizują w naszej osobie własności
prawdy, dobra i piękna, obdarzając je dodatkową mocą sprawczą. Ta nabyta moc
sprawia, że własności osobowe podejmują odpowiednie akty osobowe, które
docierają do naszych władz duchowych zaszczepiając w nich zasady prawidłowego i
słusznego działania. Prawda poprzez akt kontemplacji dociera i oddziałuje na
nasz umysł obdarzając go słowem prawdy. Dobro w akcie sumienia pobudza naszą
wolę do czynu dobra (do dobrego uczynku). Również piękno dzięki aktowi
upodobania kształtuje naszą uczuciowość skłaniając ją do przeżywania piękna i
pięknego życia.
Otóż na bazie realnych skutków wywołanych w naszych władzach
przez osobowe akty powstają cnoty i sprawności moralne, przede wszystkim wiara,
miłość i nadzieja. Słowo prawdy obecne i działające w umyśle przyczynuje
sprawność wiary. Czyn dobra (czyli akt miłości), którym posługuje się wola
sprawia w niej sprawność miłości. Z kolei przeżycia piękna występujące w
uczuciowości sprawiają cnotę nadziei. Zarówno te słuszne moralnie działania
władz duchowych, jak i oparte na nich sprawności dotyczą bezpośrednio osoby
człowieka. Słowo prawdy i wiara dotyczą osobowej prawdy człowieka. Czyn dobra i
miłość dotyczą osobowego dobra człowieka. A przeżycie piękna i nadzieja dotyczą
osobowego piękna i życia człowieka.
Postępowanie moralne człowieka polega na posługiwaniu się
osobowymi sprawnościami i działaniami naszych władz duchowych. Nie ma
moralności (ani religijności) bez posłużenia się sprawnościami wiary, miłości i
nadziei. Jeśli te sprawności dotyczą Osoby Boskiej, to mamy wtedy do czynienia
z religijnością, czyli z życiem religijnym. Oczywiście także kontemplacja już
jako oświecenie, upodobanie jako dar życia oraz sumienie będące już nawróceniem
mogą być wywoływane przez nawiązanie relacji osobowych z Bogiem, zainicjowanych
przez Boga.
Wychowanie człowieka polega zatem na uruchomieniu całej
osobowej aktywności, jaką jest w stanie podjąć nasza osoba (osobowa podmiotowość
istnienia), a pod jej wpływem również nasze władze duchowe. Moralność i
religijność są to realne oddziaływania pomiędzy osobami. Ani moralność, ani tym
bardziej religijność nie stanowią z pewnością samego myślenia o tych sprawach.
Moralność i religijność nie są wyposażeniem naszej świadomości. Dlatego
człowieka należy wychowywać do realnych działań, czyli właśnie do moralności i
religijności. Nie wolno wychowywać człowieka tylko do myślenia o tych sprawach
przy pomocy wartości i wartościowania. Realne działania muszą bowiem posiadać
realne podstawy, a nie tylko możliwość działania, jaką daje myślenie. Myślenie
stwarza jedynie możliwości działania, ale to są pozory realności. Takie
możliwościowe myślenie sprawdza się na polu rozwiązań technicznych, lecz nie
może być podstawą moralności, gdyż wówczas moralność polegałaby na błądzeniu i
poszukiwaniu wciąż lepszych rozwiązań. Niestety odwołując się do takiego
myślenia ukuto slogan – errare humanum
est. Trudno jest uznać błądzenie za osiągnięcie moralności. Człowiek
oczywiście błądzi w swoim życiu, ale trzeba pamiętać, że błądzi właśnie
dlatego, że posługuje się myśleniem, a nie osobową aktywnością. Jak pokazał
Hegel, myślenie jest dialektyczne, gdyż myślenie zrodziło się z negacji
realności. Człowiek zaczął myśleć, gdy zanegował rzeczywistość. Negacja określa
więc myślenie i stanowi jego istotę. Dlatego myślenie jest w stanie wszystko
zanegować. Każda teza znajdzie swoje przeciwieństwo, czyli antytezę. Zatem
myślenie zawsze będzie obarczone niepewnością i nie może doprowadzić nas do
celu, czyli do moralnej doskonałości. Skoro więc zachwycamy się myśleniem, to
nigdy nie będziemy zadowoleni ze swojej realności. Dlatego człowiek myślący
próbuje ciągle od nowa stwarzać siebie, a to prowadzi wprost do moralnych dramatów.
Przecież to myślenie a nie realność odpowiada za wszystkie dramaty człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz