Z tego, co powiedzieliśmy do tej
pory, wynika, że człowiekowi żyjącemu w sposób naturalny obce jest życie
osobowe. Dlatego człowiek działający w społeczeństwie według swej natury nie
jest w stanie odkryć swojej osobowej tożsamości. Trzeba stwierdzić, że to
dokonało się w sposób nadprzyrodzony dzięki wcieleniu Syna Bożego. Bez tego
historycznego wydarzenia człowiek nie zdołałby zrozumieć siebie samego.
Jak to możliwe, żeby pozostając
cały czas osobą wyposażoną w szczególną godność nie zdawać sobie z tego sprawę?
Skąd wzięło się u ludzi takie zaciemnienie umysłu? Wydaje się, że pierworodny
upadek człowieka był naprawdę głęboki. Dlatego potrzeba było Boskiego
oświecenia, żeby człowiek zdołał zrozumieć własne człowieczeństwo, czyli swoją
realną podmiotowość.
Przez cały czas do momentu
pojawienia się chrześcijaństwa ludzki umysł pozostawał w mrokach niewiedzy lub
braku rozumienia, gdyż nie stać go było na prawdziwy akt wiary. Człowiek nie
wierzył w Osobowego Boga. Nie wierzył ani w Osobę Boga, ani w realność własnej
osoby. Wierzył jedynie w mitologiczne opowieści, które przekazywały jakieś
dziwne informacje o początkach ludzkości. Czyżby człowiek bał się zapytać o
własny początek. Przecież pierwsze filozoficzne pytanie dotyczyło początku
świata przyrodniczego. Właściwie Grecy nie postawili wyraźnie problemu
pochodzenia człowieka. Koncepcje pochodzenia ludzkiej duszy nie były
sformułowane w sposób czysto filozoficzny (czyli jako pytanie metafizyczne).
Wszystko to razem pokazuje, że tak naprawdę człowiek nie znał samego siebie,
chociaż pragnienie takiego poznania było celem filozofii (poszukiwania
mądrości) od czasów Sokratesa.
Dopiero chrześcijaństwa
przyniosło ludziom zrozumienie własnego człowieczeństwa. Stało się też
oczywiste, że konieczna do tego jest wiara. Wiara jako nowa osobowa aktywność
umysłu. To była oczywiście wiara religijna dotycząca Boga i Jego objawienia
(Dobrej Nowiny). I na początku nie zdawano sobie z pewnością sprawy, że właśnie
wiara odkrywa przed człowiekiem rozumienie jego samego jako osoby. Można
postawić tezę, że bez objawienia się Osobowego Boga w Chrystusie nie mielibyśmy
rozumienia człowieka jako osoby. Ludzkie życia przebiegałoby cały czas na
poziomie natury. Dzięki swoim rozważaniom człowiek dysponowałby środkami
zaradczymi w postaci teorii etycznych i politycznych, żeby nie doprowadzić do
dramatu ludzkości. Inaczej życie społeczne ludzi byłoby pełne tragedii i
niepewności. To byłoby życie beznadziejne (bez nadziei na lepszą przyszłość).
Nadzieję ludziom przyniosło
chrześcijaństwo ze swoim przesłaniem o zbawieniu. Zrozumiano, że Bóg kocha
ludzi i pragnie ich zbawić, że już ich zbawił w Osobie Chrystusa. Można sądzić,
że był to potężny zastrzyk społecznego optymizmu, który mógł być wykorzystany
do stworzenia nowego społeczeństwa. Czy tak się jednak stało? Augustyn
przedstawił w swoim dziele wizję państwa Bożego (civitas Dei). Był to impuls
dla przyszłych władców do budowania doskonałego państwa. Dlaczego jednak to się
nie udało i nadal się nie udaje? Czy ludziom brakuje prawdziwej wiary? Czy może
brakuje im osobowej miłości albo po prostu nadziei na lepsze jutro? Niestety
również działalność samego Kościoła (np. rozłamy religijne) pokazuje, że
człowiekowi nie jest łatwo działać całkowicie osobowo i bezinteresownie. Mamy
oczywiście indywidualne przykłady Świętych, ale jakoś nie udało się uświęcić
życia społecznego. Coś tu jednak przeszkadza.
Otóż działania osobowe cechuje
bezinteresowność. Wydaje się jednak, że życia społecznego (i politycznego) nie
da się oprzeć na bezinteresownym działaniu. Życie codzienne człowieka wymagało
zawsze i nadal wymaga zapewnienia materialnych środków do przetrwania. Człowiek
potrzebuje koniecznie pożywienia, ubrania oraz mieszkania. A to wszystko są
rzeczy, których nie można zdobyć lub pozyskać w sposób bezinteresowny.
Konieczna jest w tym wypadku praca i zagospodarowanie zasobów naturalnych
przyrody. Ludzka praca nie jest działaniem bezinteresownym. Ona kieruje się
jasno określonym interesem, czyli pozyskiwaniem środków potrzebnych do życia.
Można więc uznać, że ta trudna i
pracowita praktyka dnia powszedniego stoi w opozycji do bezinteresowności
działań osobowych. Człowiek jest bowiem nie tylko uduchowioną osobą. Człowiek
jest także osobą wcieloną, dlatego musi zadbać o swoją cielesność. Jeżeli
troszczymy się o naszą cielesność, to nie możemy podejmować jednocześnie
działań duchowych. Okazuje się, że w wymiarze społecznym (czyli tak
przeciętnie) górę bierze działalność życiowo praktyczna. Natomiast działalność
duchową i religijną podejmuje jedynie niewielka część ludzi. Dlatego społeczna
działalność człowieka jest nastawiona na przetrwanie i rozwój cywilizacyjny
społeczeństwa (państwa). Być może prawdą jest przypuszczenie, że gdyby wszyscy
ludzie zaczęli działać w sposób bezinteresowny, to ludzkość byłaby skazana na
wyginięcie lub całkowity zastój. Dlatego nierealne jest stworzenie przez
człowieka raju na ziemi. Możliwość życia rajskiego została utracona raz na
zawsze i żadne utopijne pomysły nam tego nie przywrócą. Zbawienie mamy obiecane
w niebie a nie na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz