Jeżeli filozofia rozpoczyna od doświadczenia zewnętrznego
(czyli poznania zmysłowego), to skończy na naturalistycznej wizji
rzeczywistości, czego najlepszym przykładem jest teoria Arystotelesa, a później
cała nauka przyrodnicza. Zawężeniem tej naturalistycznej wizji jest angielski
empiryzm, który stał się początkiem i impulsem do rozwoju nauk przyrodniczych.
Odwołanie się do doświadczenia zewnętrznego prowadzi ostatecznie do dominacji
nauk przyrodniczych, których zwieńczeniem ma być teoria ewolucji.
Teoria ewolucji głosi, że istoty bytów są zmienne i
współzależne od siebie, zaś w trakcie rozwoju następuje zmiana gatunkowa.
Patrząc metafizycznie znaczy to, że wpływ bytów zewnętrznych (wzajemne
oddziaływania) zmienia samą istotę danego bytu, czyli następuje zmiana gatunku
bytu. Jeśli pozostaniemy na gruncie doświadczenia zewnętrznego, to nie zdołamy
temu zaprzeczyć, gdyż obserwujemy wtedy jedynie porządek istotowy. Istoty
bytów, czyli natury, oddziałują na siebie nawzajem poprzez działanie. Trzeba by
zatem przyjąć, że działanie wywołuje realne zmiany w naturze (w istocie)
doznających bytów oraz w naturze (w istocie) działających bytów. Trzeba by
stwierdzić, że byty doskonalą się same w działaniu i poprzez działanie. Ale
powstaje pytanie, czy to zmienia ich naturę (istotę)? Co to znaczy, gdy mówimy
o powstawaniu gatunków? Czy w ten sposób powstają nowe istoty bytów albo nowe
byty?
Jeżeli filozofia rozpoczyna od doświadczenia
zewnętrznego, to może jedynie poznawać i zmieniać świat. Cała wiedza skupia się
wówczas na poszukiwaniu korzyści i pożytku. Człowiek odkrywa nowe sposoby
użytkowania różnych rzeczy. Poszukuje dla siebie korzyści z używania różnych
rzeczy. Dzięki temu odkrywa coraz to nowe zastosowania bogactw naturalnych
(bytów naturalnych). Kiedy nauka zaczęła stawiać użyteczność ponad prawdę
(ponad odkrycie prawdy), wtedy człowiek zdobył wiedzę o świecie, ale
jednocześnie zaczął tracić z pola widzenia samego siebie. Człowiek poddany idei
użyteczności staje się użytkownikiem wszystkiego, staje się użytkownikiem
przyrody i świata. Używając różnych rzeczy człowiek zapomina o służbie samemu
sobie, czyli o służbie człowiekowi. W ten sposób zapomina także o swojej
osobie.
Jeżeli człowiek zapomina o osobie, to zaczyna używać
samego siebie. Czasami człowiek używa siebie do celów zawodowych, czasami do
celów artystycznych, a czasami dla samej przyjemności, jak w nałogach lub w
seksie. Jeśli używamy samych siebie lub jeśli używamy innych ludzi do różnych,
nawet szczytnych, celów, to zawsze traktujemy człowieka-osobę jako środek,
czyli przedmiotowo i użytecznościowo.
Współczesna kultura stała się czysto użytkowa. Mówimy, że
jest przez to użyteczna. Badania naukowe nie szukają dziś prawdy, a jedynie
nowych zastosowań albo rozwiązań praktycznych problemów. Dlatego nauki o
człowieku przestały się zajmować prawdą o człowieku, a zajmują się jedynie
manipulowaniem ludzkimi zachowaniami. Dzisiejsza psychologia i socjologia
zamierzają po prostu sterować ludźmi, a nie badać realność ludzkiej duchowości
czy realność relacji międzyludzkich.
Jest to z pewnością wyrazem jakiegoś szerszego
sceptycyzmu. Nauka porzuciła poszukiwanie prawdy, gdyż wydaje się jej, że to
nie jest osiągalne. Dlatego przyjęto, że nauce wystarczy badanie użyteczności.
Ale człowieka nie da się badać w ten sposób bez odrzucenia jego realności. To,
co w człowieku jest istotne i osobowe, nie poddaje się zasadzie użyteczności.
Osoba jest w człowieku tym, co absolutnie nieużyteczne. Osoba jest bowiem
dobrem bezwzględnym, jest dobrem samym w sobie, i jako taka nie może być do
niczego wykorzystana. Dlatego współczesna nauka odrzuca osobę ludzką.
Ale osoba jako dobro bezwzględne domaga się miłości,
która również nie jest użyteczna. Miłości nie sposób do czegoś wykorzystać, jej
można się tylko oddać i poświęcić. Miłość jest bowiem bezinteresowna. Jest
bezinteresownym darem i dlatego nie służy niczemu innemu poza samą osobą
człowieka lub Boga. Ale gdy odkryjemy wreszcie osobę i osobowy dar miłości,
wtedy wszystko inne traci sens i staje się bezużyteczne. A to już grozi
radykalną rewolucją społeczną, czyli porzuceniem wszystkich doraźnych celów i
zadań politycznych. Dlatego polityka nie chce dopuścić do odkrycia pełnej
prawdy o człowieku jako osobie. Robi się wszystko, żeby ta prawda nie
przemówiła głośno i bezpośrednio. Komu zależy na ukrywaniu prawdy o człowieku?
Przecież nie samemu człowiekowi!
Aby zapobiec degradacji człowieka, musimy odwołać się do
doświadczenia wewnętrznego. Ale nie chodzi wcale o odwołanie się do refleksji i
myślenia o sobie. Refleksja jest jedynie zwróceniem się poznania na siebie
samo. Próbujemy poznać swoje poznanie i myślenie. Analizujemy i oceniamy swoje
własne akty intencjonalne. Refleksja jest więc samopoznaniem, ale nie stanowi
żadnego doświadczenia wewnętrznego.
Doświadczenie wewnętrzne płynie do nas od samej osoby.
Doświadczenie wewnętrzne stanowi oddziaływanie osobowej aktywności. Możemy
powiedzieć, że to sama realność osoby przemawia do nas w tym doświadczeniu.
Dlatego w doświadczeniu wewnętrznym doświadczamy bezpośrednio samej osoby.
Skoro więc osoba stanowi specyficzną realność, to tak samo szczególne jest
ujawniające ją doświadczenie. To doświadczenie ma charakter dialogiczny. Jest
ono nazywane mową serca lub po prostu mową. Mowa serca stanowi aktywność osoby,
która dociera do naszych władz duchowych (do rozumu, woli i uczuciowości).
Osobowa aktywność powstaje w osobowym istnieniu
człowieka. Jest to aktywność osobowych własności transcendentalnych – czyli
akty prawdy, dobra i piękna. To właśnie akty wywołane sprawczą mocą własności
transcendentalnych docierają do naszych władz duchowych. Aktem prawdy jest
kontemplacja. Aktem dobra jest sumienie. Zaś aktem piękna jest upodobanie.
Kontemplacja otwiera nasz rozum (umysł) na doświadczenie prawdy. Bezpośrednie
doświadczenie prawdy rodzi w naszym rozumie słowo prawdy. Sumienie otwiera
naszą wolę na doświadczenie dobra (osobowego dobra). Doświadczenie dobra rodzi
w naszej woli czyn dobra, czyli miłość. Z kolei upodobanie otwiera naszą
uczuciowość na doświadczenie piękna. Bezpośrednie doświadczenie osobowego
piękna wywołuje w naszej uczuciowości przeżycie piękna, czyli doznanie piękna
ludzkiego życia.
Dzięki doświadczeniu mowy serca i umysłu możemy poznać w
człowieku to, co jest głęboko osobowe. Bez podjęcia takiego doświadczenia
niemożliwe jest poznanie osoby ludzkiej (i Osób Boskich). Dlatego filozofia
człowieka musi się odwołać do doświadczenia mowy serca i umysłu. To pozwoli nam
odkryć i zrozumieć osobową podmiotowość człowieka. To pozwoli również poznać i
zrozumieć sprawcze zależności między osobą i naturą (czyli między istnieniem i
istotą). Bez tego nie zrozumiemy także samej natury człowieka, jej zdolności i
możliwości działania, jej władz i działań.
Nie da się w pełni zrozumieć działania ludzkiej natury
jedynie na podstawie doświadczenia zewnętrznego, czyli poznania zmysłowego i
obserwacji, a dalej uogólnienia i tworzenia pojęć, abstrakcji i wnioskowania.
Okazuje się bowiem, że natura nie działa tylko dzięki własnej mocy sprawczej.
Arystoteles, który odwoływał się wyłącznie do poznania zewnętrznego, uważał, że
natura ludzka działa na zasadzie aktu formy. W przypadku człowieka taką formą
miała być rozumna dusza. Twierdził on, że dusza jest formą ciała. W tym
układzie dusza pełniła rolę przyczyny ruchu poruszając ciałem, a zarazem
sprawiała wszystkie działania człowieka. Dusza ożywiała więc ciało, ale
podejmowała również działania czysto duchowe.
Jak to wyjaśnić na gruncie teorii naturalistycznej? Czy
dusza posiada w sobie pełną siłę i moc do działań duchowych? I skąd pochodzi
taka siła? Przecież dusza działa przy pomocy władz duchowych, czyli potencji
lub możności. Zaś potencja (możność) potrzebuje aktu do działania. Dla
Arystotelesa sama dusza jest formą, czyli aktem. Ale powstaje poważny problem,
jak to się dzieje, że dusza jest zarazem aktem-formą i jednocześnie działa za
pomocą władz-możności. W takim układzie sama dusza musiałaby być aktem i
możnością, co wydaje się absurdalne. Dlatego późniejsi interpretatorzy
Arystotelesa (filozofowie arabscy) uznali, że aktem dającym duszy potrzebną
siłę i moc jest oddzielona inteligencja bytująca poza naszym światem w sferach
niebieskich. To również jest karkołomne wyjaśnienie. Trzeba poszukać czegoś
zupełnie innego.
Takie wyjaśnienie znalazł św. Tomasz z Akwinu. Zmienił i
rozszerzył koncepcję bytu Arystotelesa. Tomasz uznał, że realny byt składa się
z istnienia i istoty. To istnienie stanowi w bycie akt. Akt, który urealnia i
doskonali możność istotową. A to już znaczyło, że cała aktywność bytu, także
działania naturalne, bierze swój początek z aktu istnienia. W dzisiejszych
interpretacjach tomistycznych aktowi istnienia przypisuje się własności
transcendentalne. Jak przedstawia to Gogacz, mogą to być własności osobowe albo
własności nieosobowe związane z życiem.
Tak więc cała aktywność płynie z aktu istnienia, ponieważ
tylko akt może być zasadą aktywności. Możności, czyli władze istotowe, jedynie
umożliwiają działanie, ale same z siebie nie mogą być zasadami działania. Taką
zasadą nie może być również przedmiot danej władzy, który wywoływałby
działanie, gdyż coś staje się przedmiotem władzy dzięki zawartej w niej
zasadzie aktywności. Tylko wewnętrzna zasada uaktywnia działanie władzy. Chodzi
więc o zasadę jakby aktywującą daną władzę, czyli możność, do działania.
Dla naszego rozumu taką zasadą jest prawda, objawiająca
się we władzy rozumu w postaci słowa prawdy. Dla naszej woli taką zasadą jest
dobro objawiające się we władzy woli jako czyn dobra, czyli akt miłości. Z
kolei dla naszej uczuciowości zasadą jest piękno, które objawia się w tej
władzy jako przeżycie piękna, czyli fascynacja pięknym życiem. Rozum zdobywa
swoją zasadę dzięki aktowi kontemplacji, czyli dzięki przyjęciu i uznaniu
osobowej prawdy. Wola zdobywa swoją zasadę działania poprzez akt sumienia,
które wzywa ją i powołuje do czynienia dobra. Z kolei uczuciowość odnajduje
swoją zasadę dzięki aktowi upodobania piękna, czyli dzięki fascynacji osobowym
pięknem ludzkiego życia.
Doświadczenie wewnętrzne polega zatem na oddziaływaniu na
nasze władze własności transcendentalnych (osobowych) zawartych w istnieniu.
Własności transcendentalne odpowiadają za aktywność aktu istnienia. Moc
sprawcza aktu istnienia działa poprzez własności transcendentalne. Osobowej
prawdy doświadczamy w akcie kontemplacji. To znaczy, że sama prawda oddziałując
na nasz rozum wywołuje w nim akt kontemplacji, czyli przyjęcia i uznania
prawdy. Akt kontemplacji skutkuje zrodzeniem w rozumie (umyśle) słowa prawdy.
Słowo prawdy jest więc skutkiem doświadczenia wewnętrznego, jakie staje się
udziałem naszego rozumu (umysłu). Możemy więc powiedzieć, że dzięki
doświadczeniu własności prawdy nasz rozum zdobywa słowo prawdy jako formalną
zasadę działania. Będzie to zasada słusznego i prawidłowego działania rozumu, a
nie tylko działania dowolnego. Bez osiągnięcia słowa prawdy nasz rozum może
tylko wątpić i błądzić, poszukiwać, gubić i odnajdywać coś, raz stwierdzać coś
prawdziwego, aby za moment uznać coś fałszywego. Bez słowa prawdy rozum może
stwierdzić coś zupełnie dowolnego biorąc to za swoją prawdę. Ale to nie służy
zupełnie człowiekowi.
Osobowego dobra doświadczamy w akcie sumienia. Sumienie
wzywa nas do czynienia dobra. W akcie sumienia to samo osobowe dobro wzywa wolę
do czynienia dobra. Doświadczając w tym wezwaniu sumienia oddziaływania samego
dobra wola zostaje pobudzona do czynu. Doświadczając osobowego dobra wola jest
w stanie podjąć czyn miłości, czyli pokochać kogoś. Ta afirmująca miłość staje
się zasadą działania woli (czyli czynu dobra). Wtedy wola zdobywa oczywistą
skłonność do pragnienia dobra i nie musi się męczyć z wyborem pomiędzy dobrem i
złem. Kochająca wola zawsze pragnie dobra i zawsze zwraca się do dobra,
ponieważ dobro obecne w niej w postaci czynu staje się formalną zasadą
działania. I właśnie taka wola staje się dobrą wolą i działa jako dobra wola.
Natomiast osobowego piękna doświadczamy w akcie
upodobania. Upodobanie skłania nas do przeżycia piękna – piękna ludzkiego
życia. Akt upodobania ożywia naszą uczuciowość i pożądliwość i popycha ją do
przeżywania piękna. Przeżycie piękna wyraża się w pożądliwości życia, które
jest obrazem piękna. W akcie upodobania doświadczamy samego osobowego piękna,
które zaczyna oddziaływać na naszą uczuciowość, wywołując w niej fascynację
pięknem i życiem. Dlatego oddziaływanie piękna rodzi w uczuciach przeżycie,
czyli doświadczenie życia. Dopiero to pojawiające się przeżycie piękna staje
się zasadą działania uczuciowości. Wówczas nasza uczuciowość zaczyna się
kierować przeżyciami radości i nadziei zwróconymi bezpośrednio ku ludzkiemu
życiu. Cieszymy się wówczas z możliwości przekazania życia i patrzymy z
nadzieją na rodzące się życie.
Odwołanie się do doświadczenia wewnętrznego pozwala nam
zrozumieć działanie władz duchowych w człowieku. Widzimy bowiem, że władze
stanowią jedynie możności, czyli zdolności do działania. Dlatego mogą działać
albo nie działać, a dalej jeśli działają, to mogą działać dobrze albo źle. I
dopóki nie uzyskają odpowiedniej zasady swojej działalności, dopóty nie będą
mogły działać prawidłowo, czyli działać w sposób moralny. Otóż każda z władz
duchowych otrzymuje swoją zasadę działania dzięki wewnętrznemu doświadczeniu
mowy serca i umysłu. Jeżeli więc nasze władze i cała natura nie otworzą się na
doświadczenie wewnętrzne, to człowiek nie będzie w stanie działać moralnie,
czyli działać w sposób słuszny, prawy i życiodajny.
Otóż musimy zdać sobie sprawę, że nasza natura (czyli
nasze naturalne władze duchowe i cielesne) nie jest w stanie działać w sposób
moralny, jeśli nie zostanie wsparta przez aktywność osobową wywołaną przez dar
łaski. Ponieważ w sposób moralny działa jedynie nasza ludzka osoba. A to
dlatego, że aktywność osoby ma wyjątkowe źródło. Ta aktywność pochodzi ze
sprawczej mocy własności transcendentalnych – osobowych własności prawdy, dobra
i piękna. Z kolei te własności mogą działać i coś sprawiać tylko w łączności z
boskimi atrybutami Prawdy, Dobra i Piękna. To wszystko odkrywa przed nami
metafizyka człowieka oparta na doświadczeniu wewnętrznym mowy serca i umysłu.
Musimy na powrót wsłuchać się w słowo prawdy, musimy posłuchać głosu sumienia,
który wzywa nas do czynienia dobra, musimy wreszcie poddać się upodobaniu,
które poprowadzi nas do przeżywania piękna, czyli do przeżycia radości i
nadziei na piękne życie.
Tylko zagłębiając się w osobową podmiotowość, czyli
poprzez sięgnięcie do poziomu istnienia i własności transcendentalnych, możemy
się dowiedzieć czegoś o człowieku. Zewnętrzna obserwacja człowieka i badanie
jego zachowań nie daje nam żadnej wiedzy o samym człowieku. Bo człowiek
naprawdę i przede wszystkim jest osobą. Człowiek jest wcieloną osobą. Możemy
się o tym dowiedzieć albo ze Słowa Bożego, albo właśnie z doświadczenia
osobowego człowieka. Żeby człowiek mógł się poczuć w pełni osobą, musi się
zagłębić w siebie samego. Musi dotrzeć do osobowej podmiotowości, która działa
i istnieje na poziomie istnienia. Musi więc rozbudzić i rozpalić swoje
istnienie.
Dlatego pierwszą i najważniejszą sprawą jest chęć
odnalezienia siebie samego. Chęć odnalezienia prawdy o człowieku. Jest to
zarazem najstarsze wezwanie filozoficzne: – Poznaj samego siebie (gnoti se
auton). Tylko człowiek, który ma przemożne pragnienie poznania siebie jako
pełnej prawdy, może otworzyć się na doświadczenie wewnętrzne i usłyszeć głos
mowy serca i umysłu. Ale do tego pragnienia otwarcia się trzeba zawiesić
wszelkie doświadczenie zewnętrzne, trzeba odrzucić podejście empiryczne i
wszelkie naukowe rozumienie doświadczenia, na którym opierała się uprawiana
dotychczas wiedza naukowa. Trzeba mieć odwagę powiedzieć sobie – to nie jest
to, czego szukam. Chcę znaleźć coś więcej, bo czuję, że jestem kimś więcej.
To poczucie niewystarczalności dotychczasowych nauk o człowieku
może nas popchnąć do głębszych poszukiwań. A wówczas zdołamy odkryć w sobie
osobę. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest wsłuchiwanie się w głos sumienia,
ponieważ to tym głosem przemawia nasza osoba (a poprzez nią nawet sam Bóg –
Osoba Boska). Głos sumienia jako wezwanie dobra musi być poparty słowem prawdy,
które możemy odnaleźć w naszym umyśle. Wezwanie sumienia i słowo prawdy powinny
być poparte również przez upodobanie, które otwiera nas na piękno ludzkiego
życia. Sumienie i upodobanie są elementami mowy serca, zaś słowo prawdy należy
do mowy umysłu.
Człowiek powinien się wsłuchiwać w tę osobową mowę. Musi
poczuć pełny sens tej mowy, czyli moc realności i istnienia, którą ta mowa ze
sobą niesie. Tak właśnie przemawia do nas osoba, gdyż mowa serca i umysłu jest
skutkiem aktywności osoby. Tylko osoba jest w stanie przemówić i mówić, czyli
rozmawiać. Rozmawiamy ze sobą właśnie jako osoby. Natomiast jako ludzie – jako
istoty rozumne – możemy przekazywać swoje myśli i poglądy za pomocą języka, ale
na poziomie języka nie podejmujemy dialogu osobowego. Nasze wypowiedzi językowe
jedynie imitują mowę serca i umysłu. Realna mowa niesie bowiem ze sobą prawdę,
dobro i piękno. Natomiast wypowiedź językowa odwołuje się co najwyżej do
prawdziwości jako zgodności z rzeczywistością, albo do poprawności
gramatycznej, czyli zgodności z konwencją języka (z zasadami gramatycznymi
języka). Przy pomocy języka możemy bowiem mówić poprawnie o kompletnych
bzdurach. Natomiast słowo prawdy dotyczy zawsze samej realnej prawdy.
Człowiek musi sięgnąć do osobowej podmiotowości. Musi
odkryć swoją osobę. Inaczej pozostanie na zawsze człowiekiem ograniczonym
duchowo, czyli niepełnosprawnym duchowo. Takie duchowe kalectwo jest dużo
bardziej groźne niż niesprawność cielesna. Niesprawność cielesna ogranicza
jedynie możliwość działania w życiu doczesnym, ale niesprawność duchowa
ogranicza możliwość osiągnięcia życia wiecznego. Dlatego człowiek powinien się
wznieść do poziomu osobowego, aby jego duchowość mogła działać w sposób doskonały.
Inaczej duchowość będzie działała jedynie w zgodzie z upadłą naturą, czyli raz
dobrze, a raz źle. Rozum będzie stale wątpił nie dysponując jedną skuteczną
zasadą działania. Wola z kolei będzie zdana na ciągłe wybieranie między dobrem
a złem, bo nie będzie miała prawości jako zasady właściwego wyboru. Natomiast
nasza uczuciowość będzie skazana na pragnienie przyjemności i trudno jej będzie
pójść za pożądliwością życia, gdyż nie będzie posiadała upodobania piękna jako
zasady działania.
Bez kontaktu z aktywnością osoby nasze władze duchowe
trwają w dialektyce działań – mogą działać lub nie i dalej mogą działać dobrze
lub źle. Nic ich wtedy nie ogranicza, a właściwie nie ukierunkowuje w dobrą
stronę. Same z siebie władze duchowe mogą działać raz tak, a następnym razem
zupełnie inaczej. Dlatego człowiek nieustannie wątpi, błądzi i goni za
przyjemnościami. To wywołuje brak stabilizacji, trwałości i bezpieczeństwa,
gdyż wszelkie działania są zmienne i różnorodne. Taki człowiek nie potrafi
zmierzać do celu, ale rozprasza się w swoim życiu na różne strony. Raz
postępuje dobrze i moralnie, żeby innym razem postąpić źle i niemoralnie. Tak
właśnie działa natura ludzka pozostawiona sama sobie i oderwana od osobowego
podłoża. Bez osobowego wsparcia Bożej łaski człowiek pozostanie zagubiony i
niepewny swej przyszłości. Nie będzie do końca wiedział, co jest dobre a co
złe, dlatego będzie uważał, że należy wybierać mniejsze zło. Ale to zawsze jest
złe postępowanie, które nie może prowadzić do niczego dobrego.
Człowiek musi odkryć prawdziwe dobro. Musi odkryć swoje
osobowe dobro. Może to zrobić tylko dzięki sumieniu, które stanowi wezwanie
samego osobowego dobra. To sumienie ukazuje nam osobowe dobro, bo w sumieniu
przemawia do nas właśnie osobowe dobro. Sumienie wzywa nas do czynienia dobra.
Czynienie dobra jest działaniem moralnym. Czynienie dobra obejmuje czyny
moralne. Są to czyny i działania dotyczące innych osób. Ale także czyny, które
dotyczą mnie samego. Czynienie dobro pozwala więc ujawnić w człowieku osobowe
dobro. Ma więc sprawić, że dobro stanie się zasadą mojego działania oraz
działania każdego człowieka. Czyn dobra ujawnia przede wszystkim miłość, która
jest podstawą wszelkiego osobowego działania. Tylko osoba jest zdolna do
miłości i tylko osoba wymaga aż miłości. To znaczy, że osoba może pokochać
drugą osobę. Na tym polega właśnie przepływ dobra. Bonum est diffusivum sui.
Dzięki miłości dobro rozlewa się po świecie. I dzięki temu służymy Bogu, który
sam jeden jest Dobry i który jest Miłością. Musimy zatem poszukiwać Boskiego
Dobra, które objawia się jako dobro osobowe w każdym człowieku. Musimy
doświadczyć tego dobra w wezwaniu sumienia, które przemawia do nas wewnętrznym
głosem osobowego dobra powołując nas do czynienia dobra, czyli do
urzeczywistniania dobra w naszym działaniu. Czyniąc dobro działamy na chwałę
Bożą.
Bóg nie kontaktuje się z nami poprzez doświadczenie
zewnętrzne. On kontaktuje się z nami w doświadczeniu wewnętrznym, gdyż to
doświadczenie pochodzi z istnienia bytu. Bóg oddziałuje na nas na poziomie
istnienia, a nie istoty. On nie pojawia się ani w naszych zmysłach, ani w
naszym umyśle. Bóg dzięki łasce uobecnia się w samym istnieniu bytu ludzkiego.
Właśnie dlatego istnienie człowieka możemy nazwać istnieniem osobowym (zob. u
Wojtyły). Możemy nawet przyjąć, że to obecność Boga stoi u podstaw
doświadczenie wewnętrznego.
Bóg uobecnia się w człowieku poprzez relacje osobowe. Jak
naucza Gogacz, relacje osobowe łączą własności transcendentalne dwóch bytów. Te
własności przynależą do istnienia. Można stwierdzić, że własności
transcendentalne ujawniają sprawczą aktywność aktu istnienia. To nie są
własności istotowe, które charakteryzują lub określają porządek istotowy (czyli
naturę lub istotę bytu). Własności transcendentalne stanowią przejawy (albo wyraz
na zewnątrz) aktywności istnienia. Istnienie jest aktem, czyli dysponuje
aktywnością sprawczą, która urealnia możność istotową. Ta sprawcza moc
istnienia działa i urzeczywistnia się poprzez własności transcendentalne. Te
własności wyznaczają jakby zakres i kierunek działania mocy sprawczej. Dlatego
można przyjąć, że to własności transcendentalne odpowiadają za postać i
charakter (ogólnie mówiąc gatunek) istoty bytu, czyli za to, czym ten byt jest.
Wyznaczają więc treściowość gatunkową bytu, a więc to, czy jest to byt
roślinny, zwierzęcy czy osobowy (ludzki).
Bóg działa sprawczo wewnątrz danego bytu. Bóg przyczynuje
i stwarza istnienie bytu wraz z jego własnościami transcendentalnymi. Można
domniemywać, że w tym stworzonym istnieniu jest już „zapisany” lub „zakodowany”
istotowy charakter bytu (jego natura). Natomiast wszystkie konkretne cechy
istotowe są kształtowane przez wzajemne oddziaływania powstałych bytów, czyli
przez wpływ środowiska naturalnego, a ostatecznie zostaje zostają zapisane w
kodzie genetycznym, który odpowiada za kształt cielesności danego bytu.
Wydaje się, że w stworzonym przez Boga istnieniu pojawia
się jak gdyby „pierwotny kod” złożony z własności transcendentalnych, który
wyznacza i określa powstający porządek istoty bytu. Należy więc uznać, że
odpowiedni układ własności transcendentalnych sprawia istotę bytu (czyli
stanowi jakby kod egzystencjalny albo esencjalny). Istnienie bytu jest bowiem
egzystencją (ex-sistentia), która emanuje z siebie na zewnątrz istotę bytu
(sub-sistentia). Albo posługując się terminologią Tomaszową powiemy, że
istnienie bytu (esse) wyraża się w postaci istoty (essentia). Istnienie bytu
jest czymś realnym i konkretnym (jednostkowym). To zawsze jest istnienie
jakiegoś konkretnego bytu i nie może być istnieniem czegoś innego. Jeżeli zaś
mówimy ogólnie o istocie człowieka, to możemy ją przypisać różnym ludziom.
Stwierdzimy bowiem, że każdy człowiek posiada naturę ludzką lub że każdy
człowiek jest istotą ludzką i że ta istota czy natura u każdego człowieka jest
taka sama. Ale jeśli mówimy, że każdy człowieka posiada istnienie, to
powinniśmy dodać, że jest to różne i odrębne istnienie, czyli istnienie
jednostkowe. Dlatego trzeba uznać, że zasadą jednostkowienia w bycie jest
istnienia a nie materia z jej cielesnymi cechami.
Bóg stwarza więc konkretne i pojedyncze istnienie, które
decyduje o całej realności danego bytu (człowieka, zwierzęcia lub rośliny). Być
może zależy to od tego, które własności transcendentalne zostały uruchomione
przez Boga. Mamy bowiem do czynienia w akcie istnienia z własnościami osobowymi
i nieosobowymi, czyli tymi, które są związane z życiem. Część własności
transcendentalnych tworzy więc podmiotowość osobową (są to prawda, dobro i
piękno), natomiast druga część stanowi podmiotowość życia (są to jedność,
odrębność i cielesność). Jeżeli Bóg pobudza do aktywności jedynie własności
związane z życiem, to wówczas powstają byty ożywione, czyli rośliny. To by
znaczyło, że powstaje istnienie wegetatywne (roślinne), które emanuje z siebie
ożywioną cielesność. Ale jeżeli Bóg dzięki relacjom osobowym pobudza do
aktywności także własności osobowe, to wtedy zostaje stworzony człowiek (jako
istnienie osobowe, które emanuje z siebie władze duchowe oraz władze cielesne i
cały organizm). Zatem to, czym będzie konkretny byt, jest ukryte w aktywności
(w akcie) istnienia, a dopiero następnie przejawia się w możności istotowej. To
akt istnienia przyczynuje istotową możność, a nie odwrotnie. To znaczy, że cała
aktywność bytu jest zawarta w akcie istnienia, a nie tylko w istotowej
możności. Istota, czyli natura (np. człowieka), nie może działać sama z siebie
bez sprawczej mocy istnienia. To działa nie sama natura człowieka, ale poprzez
naturę (czyli możność istotową) działa akt istnienia. Jak podkreślał Wojtyła – operari
sequitur esse. Źródłem wszelkiego działania jest akt istnienia z jego
sprawczą mocą własności transcendentalnych.
Dlatego należy stwierdzić, że doświadczenie wewnętrzne ma
silne podstawy metafizyczne lub ontologiczne. To nie jest wyłącznie odwołanie
się do „przeżyć świadomościowych”, ale jest to bezpośrednie doświadczenie
oddziaływania sprawczej mocy, czyli aktywności, własności osobowych zawartych w
istnieniu. Ta moc sprawia w możności istotowej władze duchowe oraz pobudza ich
działania, czyli aktywność ludzkiej natury. Wydaje się, że na początku (jeszcze
w Raju) całą aktywnością człowieka rządziło doświadczenie wewnętrzne jako efekt
bezpośredniego kontaktu osobowego z Bogiem.
Bóg przemawia bowiem do człowieka w doświadczeniu
wewnętrznym, czyli w kontemplacji, w sumieniu i w upodobaniu. Dzisiaj jako
składnik doświadczenia wewnętrznego pozostało nam tylko sumienie związane z
naszym postępowaniem (działaniem moralnym). Dziwnym trafem kontemplację
oddzielono od codziennego życia, czyli od życia czynnego, i odniesiono ją
wyłącznie do poznania Boga lub kontaktu z Bogiem. A przecież kontemplacja
dotyczy każdej osobowej prawdy, także prawdy o człowieku. Dlatego tak trudno
nam dotrzeć do osoby ludzkiej i poznać ją, gdyż w naszym umysłowym poznaniu
brakuje kontemplacji. Miotamy się pośród różnych koncepcji świadomości, zamiast
powrócić do doświadczenia wewnętrznego – do kontemplacji i sumienia. Dzisiaj
modne są przeróżne medytacje transcendentalne, ale one nie doprowadzą nas do
prawdy, zwłaszcza do osobowej prawdy człowieka i Boga. Zamiast tego potrzebna
jest kontemplacja prawdy. Kontemplacja otwiera nas na doświadczenie prawdy,
gdyż jest przyczynowana przez samą prawdę. Kontemplacja otwierając nas naprawdę
prowadzi do uznania i akceptacji tej prawdy, co owocuje w umyśle oglądem prawdy
i zrodzeniem słowa prawdy. Dopiero słowo prawdy zrodzone w umyśle może być
podstawą wszelkiego poznania i wszelkiej wiedzy o człowieku. Bez słowa prawdy
nie dowiemy się niczego o człowieku.
Kontemplacja jest doświadczeniem wewnętrznym. Ona nie
jest jedynie działaniem naszego umysłu. Ona jest biernym odbiorem aktywności.
Kontemplacja jest wyrazem aktywności osobowej prawdy. To prawda przemawia do
nas w akcie kontemplacji. Dlatego kontemplacja bierze początek z realnej prawdy
zawartej w istnieniu. Dzięki temu posiada charakter doświadczenia wewnętrznego.
To znaczy, że podobnie jak doświadczenie zewnętrzne doświadczenie wewnętrzne
jest wywołane przez realność bytu (przez istnienie bytu). Ale to może być
również realność czy istnienie mojego własnego bytu. Dlatego kontemplacja
zostaje zapoczątkowana przez realną własność prawdy, która oddziałuje na nasz
umysł. W ten sposób nasz umysł dostrzega i ogląda realną prawdę zyskując trwałą
zasadę poznania. Gdyż dopiero rozumowania oparte na prawdzie mają pełną wartość
poznawczą. Rozumowania oparte na oczywistości doświadczenia zmysłowego mogą
służyć co najwyżej do praktycznego posługiwania się rzeczami, czyli do
użyteczności.
Bez kontemplacji nie dotrzemy więc do realnej prawdy. A
bez tego nie będzie poznania filozoficznego, czyli poznania rzeczywistości.
Rzeczywistość nie jest tylko mgiełką wrażeń zmysłowych. Trzeba zatem dotrzeć do
samej przyczyny realności, czyli do istnienia i przejawiających je własności
transcendentalnych. A to może nam zapewnić jedynie doświadczenie wewnętrzne.
Równie ważną rolę w tym doświadczeniu odgrywa nasze
sumienie. Sumienie nie jest samym sądem rozumu praktycznego. Sumienie jest
przede wszystkim aktywnością osobowego dobra. Sumienie ujawnia nam osobowe
dobro. Osobowe dobro przemawia do nas i woła głosem sumienia. Przecież to samo
dobro wzywa nas do czynienia dobra (do miłości). Poprzez sumienie osobowe dobro
powołuje nas do działania moralnego. Stąd bierze się moralna powinność
człowieka. Człowiek jako osoba wyposażona w osobowe dobro jest powołany do
działania moralnego. A jednocześnie jako osoba jest w stanie, czyli w mocy,
działać moralnie. Człowiek może kochać właśnie jako osoba. Działania moralne są
bowiem działaniami osobowymi i odwrotnie.
Ale bez doświadczenia wewnętrznego nie będzie pełnego
działania moralnego. Bez wsparcia osobowej aktywności działania moralne będą
się rozbiegały na dwie strony – raz będą dobre, a następnym razem złe. Człowiek
nie jest w stanie wypracować w sobie cnót moralnych wyłącznie na zasadzie
wychowania i dbałości o swoje postępowanie. Bo nawet gdy wie, jakie
postępowanie jest dobre, to nie musi go wybierać. Może postąpić zupełnie
dowolnie, czyli po prostu źle. Dlatego nie będzie moralności bez sumienia, ale
również bez kontemplacji i upodobania. Działania moralne muszą obejmować
wszystkie trzy władze duchowe, zaś swoje źródło muszą mieć w aktywności osoby
ludzkiej. Dopiero przy udziale osobowej aktywności mogą w tych władzach
powstawać trwałe cnoty moralne (wiara, nadzieja i miłość).
Dla Arystotelesa cnota miała być podążaniem środkiem
pomiędzy skrajnościami. Zdawał on sobie sprawę, że działania człowieka są
rozbieżne, czyli dialektyczne, jak by powiedział Hegel. Dlatego jedynym
wyjściem z tej sytuacji na gruncie Arystotelesowskiego naturalizmu był
postulat, iż należy się trzymać drogi pośredniej, czyli podążać środkiem. To
znaczyło, że człowiek nie powinien popadać w skrajności, czyli ani postępować
całkiem dobrze, ani całkiem źle, ani być zimnym, ani gorącym, ale letnim. Takie
podejście odrzucił później św. Paweł i chrześcijaństwo.
Arystoteles wybiera na przykład przyjaźń jako środek
pomiędzy miłością, która – jak uczył Platon w Uczcie, jest połączona ze świętym
szaleństwem, a nienawiścią. Stawia również na sprawiedliwość jako oddawanie każdemu
tego, co mu się należy, zamiast miłosierdzia, czyli daru bezinteresownego i
darmowego, oraz kradzieży, czyli zabrania komuś czegokolwiek. Uczył także
umiarkowania, czyli rozsądnego używania przyjemności, jako środka pomiędzy
oddaniem się namiętnościom a całkowitą apatią. Współczesne interpretacje
zarzucają Arystotelesowi perfekcjonizm jako nieustanne wypracowywanie w sobie
cnót moralnych. Ale tak naprawdę wyznaje on jedynie mediację (albo
mediokrację), czyli poszukiwanie drogi pośredniej.
To chrześcijaństwo pokazało nam drogę doskonałości, gdyż
stawiało na cnoty wlane (czyli na wiarę, nadzieję i miłość) zapewniające
doskonałość naszym działaniom. Ale te chrześcijańskie cnoty są oparte na
wewnętrznym doświadczeniu kontemplacji, sumienia i upodobania. Wyrażają się one
w przyjęciu osobowej aktywności własności transcendentalnych istnienia, której
przyczyną jest łaska Boża.
Wiara wyraża się poprzez przyjęcie, czyli akceptację,
słowa prawdy – przede wszystkim Słowa Bożego. Miłość wyraża się poprzez czyn dobra,
czyli afirmację osobowego dobra. Wreszcie nadzieja stanowi fascynację osobowym
pięknem, czyli pożądliwość życia, aż po życie wieczne. Jest to radykalne
zaprzeczenie drogi środka i opowiedzenie się za duchową doskonałością.
Jednocześnie chrześcijaństwo pokazuje, że droga doskonałości jest możliwa tylko
w łączności z Bogiem. Człowiek może stawać się doskonałą osobą (dzieckiem
Bożym) dzięki otwarciu się na łaskę Bożą i przyjęciu jej w sakramentach. To
znaczy, że sam Bóg czyni nas doskonałymi, jeśli o to zadbamy i zgodzimy się na
to. Sami możemy tylko błądzić albo jak postulował Arystoteles, wybierać
mniejsze zło albo jak chcieli epikurejczycy, wybierać większą przyjemność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz