12 maja 2014

51.Doświadczenie wewnętrzne



Jeżeli filozofia rozpoczyna od doświadczenia zewnętrznego (czyli poznania zmysłowego), to skończy na naturalistycznej wizji rzeczywistości, czego najlepszym przykładem jest teoria Arystotelesa, a później cała nauka przyrodnicza. Zawężeniem tej naturalistycznej wizji jest angielski empiryzm, który stał się początkiem i impulsem do rozwoju nauk przyrodniczych. Odwołanie się do doświadczenia zewnętrznego prowadzi ostatecznie do dominacji nauk przyrodniczych, których zwieńczeniem ma być teoria ewolucji.



Teoria ewolucji głosi, że istoty bytów są zmienne i współzależne od siebie, zaś w trakcie rozwoju następuje zmiana gatunkowa. Patrząc metafizycznie znaczy to, że wpływ bytów zewnętrznych (wzajemne oddziaływania) zmienia samą istotę danego bytu, czyli następuje zmiana gatunku bytu. Jeśli pozostaniemy na gruncie doświadczenia zewnętrznego, to nie zdołamy temu zaprzeczyć, gdyż obserwujemy wtedy jedynie porządek istotowy. Istoty bytów, czyli natury, oddziałują na siebie nawzajem poprzez działanie. Trzeba by zatem przyjąć, że działanie wywołuje realne zmiany w naturze (w istocie) doznających bytów oraz w naturze (w istocie) działających bytów. Trzeba by stwierdzić, że byty doskonalą się same w działaniu i poprzez działanie. Ale powstaje pytanie, czy to zmienia ich naturę (istotę)? Co to znaczy, gdy mówimy o powstawaniu gatunków? Czy w ten sposób powstają nowe istoty bytów albo nowe byty?



Jeżeli filozofia rozpoczyna od doświadczenia zewnętrznego, to może jedynie poznawać i zmieniać świat. Cała wiedza skupia się wówczas na poszukiwaniu korzyści i pożytku. Człowiek odkrywa nowe sposoby użytkowania różnych rzeczy. Poszukuje dla siebie korzyści z używania różnych rzeczy. Dzięki temu odkrywa coraz to nowe zastosowania bogactw naturalnych (bytów naturalnych). Kiedy nauka zaczęła stawiać użyteczność ponad prawdę (ponad odkrycie prawdy), wtedy człowiek zdobył wiedzę o świecie, ale jednocześnie zaczął tracić z pola widzenia samego siebie. Człowiek poddany idei użyteczności staje się użytkownikiem wszystkiego, staje się użytkownikiem przyrody i świata. Używając różnych rzeczy człowiek zapomina o służbie samemu sobie, czyli o służbie człowiekowi. W ten sposób zapomina także o swojej osobie.



Jeżeli człowiek zapomina o osobie, to zaczyna używać samego siebie. Czasami człowiek używa siebie do celów zawodowych, czasami do celów artystycznych, a czasami dla samej przyjemności, jak w nałogach lub w seksie. Jeśli używamy samych siebie lub jeśli używamy innych ludzi do różnych, nawet szczytnych, celów, to zawsze traktujemy człowieka-osobę jako środek, czyli przedmiotowo i użytecznościowo.



Współczesna kultura stała się czysto użytkowa. Mówimy, że jest przez to użyteczna. Badania naukowe nie szukają dziś prawdy, a jedynie nowych zastosowań albo rozwiązań praktycznych problemów. Dlatego nauki o człowieku przestały się zajmować prawdą o człowieku, a zajmują się jedynie manipulowaniem ludzkimi zachowaniami. Dzisiejsza psychologia i socjologia zamierzają po prostu sterować ludźmi, a nie badać realność ludzkiej duchowości czy realność relacji międzyludzkich.



Jest to z pewnością wyrazem jakiegoś szerszego sceptycyzmu. Nauka porzuciła poszukiwanie prawdy, gdyż wydaje się jej, że to nie jest osiągalne. Dlatego przyjęto, że nauce wystarczy badanie użyteczności. Ale człowieka nie da się badać w ten sposób bez odrzucenia jego realności. To, co w człowieku jest istotne i osobowe, nie poddaje się zasadzie użyteczności. Osoba jest w człowieku tym, co absolutnie nieużyteczne. Osoba jest bowiem dobrem bezwzględnym, jest dobrem samym w sobie, i jako taka nie może być do niczego wykorzystana. Dlatego współczesna nauka odrzuca osobę ludzką.



Ale osoba jako dobro bezwzględne domaga się miłości, która również nie jest użyteczna. Miłości nie sposób do czegoś wykorzystać, jej można się tylko oddać i poświęcić. Miłość jest bowiem bezinteresowna. Jest bezinteresownym darem i dlatego nie służy niczemu innemu poza samą osobą człowieka lub Boga. Ale gdy odkryjemy wreszcie osobę i osobowy dar miłości, wtedy wszystko inne traci sens i staje się bezużyteczne. A to już grozi radykalną rewolucją społeczną, czyli porzuceniem wszystkich doraźnych celów i zadań politycznych. Dlatego polityka nie chce dopuścić do odkrycia pełnej prawdy o człowieku jako osobie. Robi się wszystko, żeby ta prawda nie przemówiła głośno i bezpośrednio. Komu zależy na ukrywaniu prawdy o człowieku? Przecież nie samemu człowiekowi!



Aby zapobiec degradacji człowieka, musimy odwołać się do doświadczenia wewnętrznego. Ale nie chodzi wcale o odwołanie się do refleksji i myślenia o sobie. Refleksja jest jedynie zwróceniem się poznania na siebie samo. Próbujemy poznać swoje poznanie i myślenie. Analizujemy i oceniamy swoje własne akty intencjonalne. Refleksja jest więc samopoznaniem, ale nie stanowi żadnego doświadczenia wewnętrznego.



Doświadczenie wewnętrzne płynie do nas od samej osoby. Doświadczenie wewnętrzne stanowi oddziaływanie osobowej aktywności. Możemy powiedzieć, że to sama realność osoby przemawia do nas w tym doświadczeniu. Dlatego w doświadczeniu wewnętrznym doświadczamy bezpośrednio samej osoby. Skoro więc osoba stanowi specyficzną realność, to tak samo szczególne jest ujawniające ją doświadczenie. To doświadczenie ma charakter dialogiczny. Jest ono nazywane mową serca lub po prostu mową. Mowa serca stanowi aktywność osoby, która dociera do naszych władz duchowych (do rozumu, woli i uczuciowości).



Osobowa aktywność powstaje w osobowym istnieniu człowieka. Jest to aktywność osobowych własności transcendentalnych – czyli akty prawdy, dobra i piękna. To właśnie akty wywołane sprawczą mocą własności transcendentalnych docierają do naszych władz duchowych. Aktem prawdy jest kontemplacja. Aktem dobra jest sumienie. Zaś aktem piękna jest upodobanie. Kontemplacja otwiera nasz rozum (umysł) na doświadczenie prawdy. Bezpośrednie doświadczenie prawdy rodzi w naszym rozumie słowo prawdy. Sumienie otwiera naszą wolę na doświadczenie dobra (osobowego dobra). Doświadczenie dobra rodzi w naszej woli czyn dobra, czyli miłość. Z kolei upodobanie otwiera naszą uczuciowość na doświadczenie piękna. Bezpośrednie doświadczenie osobowego piękna wywołuje w naszej uczuciowości przeżycie piękna, czyli doznanie piękna ludzkiego życia.



Dzięki doświadczeniu mowy serca i umysłu możemy poznać w człowieku to, co jest głęboko osobowe. Bez podjęcia takiego doświadczenia niemożliwe jest poznanie osoby ludzkiej (i Osób Boskich). Dlatego filozofia człowieka musi się odwołać do doświadczenia mowy serca i umysłu. To pozwoli nam odkryć i zrozumieć osobową podmiotowość człowieka. To pozwoli również poznać i zrozumieć sprawcze zależności między osobą i naturą (czyli między istnieniem i istotą). Bez tego nie zrozumiemy także samej natury człowieka, jej zdolności i możliwości działania, jej władz i działań.



Nie da się w pełni zrozumieć działania ludzkiej natury jedynie na podstawie doświadczenia zewnętrznego, czyli poznania zmysłowego i obserwacji, a dalej uogólnienia i tworzenia pojęć, abstrakcji i wnioskowania. Okazuje się bowiem, że natura nie działa tylko dzięki własnej mocy sprawczej. Arystoteles, który odwoływał się wyłącznie do poznania zewnętrznego, uważał, że natura ludzka działa na zasadzie aktu formy. W przypadku człowieka taką formą miała być rozumna dusza. Twierdził on, że dusza jest formą ciała. W tym układzie dusza pełniła rolę przyczyny ruchu poruszając ciałem, a zarazem sprawiała wszystkie działania człowieka. Dusza ożywiała więc ciało, ale podejmowała również działania czysto duchowe.



Jak to wyjaśnić na gruncie teorii naturalistycznej? Czy dusza posiada w sobie pełną siłę i moc do działań duchowych? I skąd pochodzi taka siła? Przecież dusza działa przy pomocy władz duchowych, czyli potencji lub możności. Zaś potencja (możność) potrzebuje aktu do działania. Dla Arystotelesa sama dusza jest formą, czyli aktem. Ale powstaje poważny problem, jak to się dzieje, że dusza jest zarazem aktem-formą i jednocześnie działa za pomocą władz-możności. W takim układzie sama dusza musiałaby być aktem i możnością, co wydaje się absurdalne. Dlatego późniejsi interpretatorzy Arystotelesa (filozofowie arabscy) uznali, że aktem dającym duszy potrzebną siłę i moc jest oddzielona inteligencja bytująca poza naszym światem w sferach niebieskich. To również jest karkołomne wyjaśnienie. Trzeba poszukać czegoś zupełnie innego.



Takie wyjaśnienie znalazł św. Tomasz z Akwinu. Zmienił i rozszerzył koncepcję bytu Arystotelesa. Tomasz uznał, że realny byt składa się z istnienia i istoty. To istnienie stanowi w bycie akt. Akt, który urealnia i doskonali możność istotową. A to już znaczyło, że cała aktywność bytu, także działania naturalne, bierze swój początek z aktu istnienia. W dzisiejszych interpretacjach tomistycznych aktowi istnienia przypisuje się własności transcendentalne. Jak przedstawia to Gogacz, mogą to być własności osobowe albo własności nieosobowe związane z życiem.



Tak więc cała aktywność płynie z aktu istnienia, ponieważ tylko akt może być zasadą aktywności. Możności, czyli władze istotowe, jedynie umożliwiają działanie, ale same z siebie nie mogą być zasadami działania. Taką zasadą nie może być również przedmiot danej władzy, który wywoływałby działanie, gdyż coś staje się przedmiotem władzy dzięki zawartej w niej zasadzie aktywności. Tylko wewnętrzna zasada uaktywnia działanie władzy. Chodzi więc o zasadę jakby aktywującą daną władzę, czyli możność, do działania.



Dla naszego rozumu taką zasadą jest prawda, objawiająca się we władzy rozumu w postaci słowa prawdy. Dla naszej woli taką zasadą jest dobro objawiające się we władzy woli jako czyn dobra, czyli akt miłości. Z kolei dla naszej uczuciowości zasadą jest piękno, które objawia się w tej władzy jako przeżycie piękna, czyli fascynacja pięknym życiem. Rozum zdobywa swoją zasadę dzięki aktowi kontemplacji, czyli dzięki przyjęciu i uznaniu osobowej prawdy. Wola zdobywa swoją zasadę działania poprzez akt sumienia, które wzywa ją i powołuje do czynienia dobra. Z kolei uczuciowość odnajduje swoją zasadę dzięki aktowi upodobania piękna, czyli dzięki fascynacji osobowym pięknem ludzkiego życia.



Doświadczenie wewnętrzne polega zatem na oddziaływaniu na nasze władze własności transcendentalnych (osobowych) zawartych w istnieniu. Własności transcendentalne odpowiadają za aktywność aktu istnienia. Moc sprawcza aktu istnienia działa poprzez własności transcendentalne. Osobowej prawdy doświadczamy w akcie kontemplacji. To znaczy, że sama prawda oddziałując na nasz rozum wywołuje w nim akt kontemplacji, czyli przyjęcia i uznania prawdy. Akt kontemplacji skutkuje zrodzeniem w rozumie (umyśle) słowa prawdy. Słowo prawdy jest więc skutkiem doświadczenia wewnętrznego, jakie staje się udziałem naszego rozumu (umysłu). Możemy więc powiedzieć, że dzięki doświadczeniu własności prawdy nasz rozum zdobywa słowo prawdy jako formalną zasadę działania. Będzie to zasada słusznego i prawidłowego działania rozumu, a nie tylko działania dowolnego. Bez osiągnięcia słowa prawdy nasz rozum może tylko wątpić i błądzić, poszukiwać, gubić i odnajdywać coś, raz stwierdzać coś prawdziwego, aby za moment uznać coś fałszywego. Bez słowa prawdy rozum może stwierdzić coś zupełnie dowolnego biorąc to za swoją prawdę. Ale to nie służy zupełnie człowiekowi.



Osobowego dobra doświadczamy w akcie sumienia. Sumienie wzywa nas do czynienia dobra. W akcie sumienia to samo osobowe dobro wzywa wolę do czynienia dobra. Doświadczając w tym wezwaniu sumienia oddziaływania samego dobra wola zostaje pobudzona do czynu. Doświadczając osobowego dobra wola jest w stanie podjąć czyn miłości, czyli pokochać kogoś. Ta afirmująca miłość staje się zasadą działania woli (czyli czynu dobra). Wtedy wola zdobywa oczywistą skłonność do pragnienia dobra i nie musi się męczyć z wyborem pomiędzy dobrem i złem. Kochająca wola zawsze pragnie dobra i zawsze zwraca się do dobra, ponieważ dobro obecne w niej w postaci czynu staje się formalną zasadą działania. I właśnie taka wola staje się dobrą wolą i działa jako dobra wola.



Natomiast osobowego piękna doświadczamy w akcie upodobania. Upodobanie skłania nas do przeżycia piękna – piękna ludzkiego życia. Akt upodobania ożywia naszą uczuciowość i pożądliwość i popycha ją do przeżywania piękna. Przeżycie piękna wyraża się w pożądliwości życia, które jest obrazem piękna. W akcie upodobania doświadczamy samego osobowego piękna, które zaczyna oddziaływać na naszą uczuciowość, wywołując w niej fascynację pięknem i życiem. Dlatego oddziaływanie piękna rodzi w uczuciach przeżycie, czyli doświadczenie życia. Dopiero to pojawiające się przeżycie piękna staje się zasadą działania uczuciowości. Wówczas nasza uczuciowość zaczyna się kierować przeżyciami radości i nadziei zwróconymi bezpośrednio ku ludzkiemu życiu. Cieszymy się wówczas z możliwości przekazania życia i patrzymy z nadzieją na rodzące się życie.



Odwołanie się do doświadczenia wewnętrznego pozwala nam zrozumieć działanie władz duchowych w człowieku. Widzimy bowiem, że władze stanowią jedynie możności, czyli zdolności do działania. Dlatego mogą działać albo nie działać, a dalej jeśli działają, to mogą działać dobrze albo źle. I dopóki nie uzyskają odpowiedniej zasady swojej działalności, dopóty nie będą mogły działać prawidłowo, czyli działać w sposób moralny. Otóż każda z władz duchowych otrzymuje swoją zasadę działania dzięki wewnętrznemu doświadczeniu mowy serca i umysłu. Jeżeli więc nasze władze i cała natura nie otworzą się na doświadczenie wewnętrzne, to człowiek nie będzie w stanie działać moralnie, czyli działać w sposób słuszny, prawy i życiodajny.



Otóż musimy zdać sobie sprawę, że nasza natura (czyli nasze naturalne władze duchowe i cielesne) nie jest w stanie działać w sposób moralny, jeśli nie zostanie wsparta przez aktywność osobową wywołaną przez dar łaski. Ponieważ w sposób moralny działa jedynie nasza ludzka osoba. A to dlatego, że aktywność osoby ma wyjątkowe źródło. Ta aktywność pochodzi ze sprawczej mocy własności transcendentalnych – osobowych własności prawdy, dobra i piękna. Z kolei te własności mogą działać i coś sprawiać tylko w łączności z boskimi atrybutami Prawdy, Dobra i Piękna. To wszystko odkrywa przed nami metafizyka człowieka oparta na doświadczeniu wewnętrznym mowy serca i umysłu. Musimy na powrót wsłuchać się w słowo prawdy, musimy posłuchać głosu sumienia, który wzywa nas do czynienia dobra, musimy wreszcie poddać się upodobaniu, które poprowadzi nas do przeżywania piękna, czyli do przeżycia radości i nadziei na piękne życie.



Tylko zagłębiając się w osobową podmiotowość, czyli poprzez sięgnięcie do poziomu istnienia i własności transcendentalnych, możemy się dowiedzieć czegoś o człowieku. Zewnętrzna obserwacja człowieka i badanie jego zachowań nie daje nam żadnej wiedzy o samym człowieku. Bo człowiek naprawdę i przede wszystkim jest osobą. Człowiek jest wcieloną osobą. Możemy się o tym dowiedzieć albo ze Słowa Bożego, albo właśnie z doświadczenia osobowego człowieka. Żeby człowiek mógł się poczuć w pełni osobą, musi się zagłębić w siebie samego. Musi dotrzeć do osobowej podmiotowości, która działa i istnieje na poziomie istnienia. Musi więc rozbudzić i rozpalić swoje istnienie.



Dlatego pierwszą i najważniejszą sprawą jest chęć odnalezienia siebie samego. Chęć odnalezienia prawdy o człowieku. Jest to zarazem najstarsze wezwanie filozoficzne: – Poznaj samego siebie (gnoti se auton). Tylko człowiek, który ma przemożne pragnienie poznania siebie jako pełnej prawdy, może otworzyć się na doświadczenie wewnętrzne i usłyszeć głos mowy serca i umysłu. Ale do tego pragnienia otwarcia się trzeba zawiesić wszelkie doświadczenie zewnętrzne, trzeba odrzucić podejście empiryczne i wszelkie naukowe rozumienie doświadczenia, na którym opierała się uprawiana dotychczas wiedza naukowa. Trzeba mieć odwagę powiedzieć sobie – to nie jest to, czego szukam. Chcę znaleźć coś więcej, bo czuję, że jestem kimś więcej.



To poczucie niewystarczalności dotychczasowych nauk o człowieku może nas popchnąć do głębszych poszukiwań. A wówczas zdołamy odkryć w sobie osobę. Pierwszym krokiem w tym kierunku jest wsłuchiwanie się w głos sumienia, ponieważ to tym głosem przemawia nasza osoba (a poprzez nią nawet sam Bóg – Osoba Boska). Głos sumienia jako wezwanie dobra musi być poparty słowem prawdy, które możemy odnaleźć w naszym umyśle. Wezwanie sumienia i słowo prawdy powinny być poparte również przez upodobanie, które otwiera nas na piękno ludzkiego życia. Sumienie i upodobanie są elementami mowy serca, zaś słowo prawdy należy do mowy umysłu.



Człowiek powinien się wsłuchiwać w tę osobową mowę. Musi poczuć pełny sens tej mowy, czyli moc realności i istnienia, którą ta mowa ze sobą niesie. Tak właśnie przemawia do nas osoba, gdyż mowa serca i umysłu jest skutkiem aktywności osoby. Tylko osoba jest w stanie przemówić i mówić, czyli rozmawiać. Rozmawiamy ze sobą właśnie jako osoby. Natomiast jako ludzie – jako istoty rozumne – możemy przekazywać swoje myśli i poglądy za pomocą języka, ale na poziomie języka nie podejmujemy dialogu osobowego. Nasze wypowiedzi językowe jedynie imitują mowę serca i umysłu. Realna mowa niesie bowiem ze sobą prawdę, dobro i piękno. Natomiast wypowiedź językowa odwołuje się co najwyżej do prawdziwości jako zgodności z rzeczywistością, albo do poprawności gramatycznej, czyli zgodności z konwencją języka (z zasadami gramatycznymi języka). Przy pomocy języka możemy bowiem mówić poprawnie o kompletnych bzdurach. Natomiast słowo prawdy dotyczy zawsze samej realnej prawdy.



Człowiek musi sięgnąć do osobowej podmiotowości. Musi odkryć swoją osobę. Inaczej pozostanie na zawsze człowiekiem ograniczonym duchowo, czyli niepełnosprawnym duchowo. Takie duchowe kalectwo jest dużo bardziej groźne niż niesprawność cielesna. Niesprawność cielesna ogranicza jedynie możliwość działania w życiu doczesnym, ale niesprawność duchowa ogranicza możliwość osiągnięcia życia wiecznego. Dlatego człowiek powinien się wznieść do poziomu osobowego, aby jego duchowość mogła działać w sposób doskonały. Inaczej duchowość będzie działała jedynie w zgodzie z upadłą naturą, czyli raz dobrze, a raz źle. Rozum będzie stale wątpił nie dysponując jedną skuteczną zasadą działania. Wola z kolei będzie zdana na ciągłe wybieranie między dobrem a złem, bo nie będzie miała prawości jako zasady właściwego wyboru. Natomiast nasza uczuciowość będzie skazana na pragnienie przyjemności i trudno jej będzie pójść za pożądliwością życia, gdyż nie będzie posiadała upodobania piękna jako zasady działania.



Bez kontaktu z aktywnością osoby nasze władze duchowe trwają w dialektyce działań – mogą działać lub nie i dalej mogą działać dobrze lub źle. Nic ich wtedy nie ogranicza, a właściwie nie ukierunkowuje w dobrą stronę. Same z siebie władze duchowe mogą działać raz tak, a następnym razem zupełnie inaczej. Dlatego człowiek nieustannie wątpi, błądzi i goni za przyjemnościami. To wywołuje brak stabilizacji, trwałości i bezpieczeństwa, gdyż wszelkie działania są zmienne i różnorodne. Taki człowiek nie potrafi zmierzać do celu, ale rozprasza się w swoim życiu na różne strony. Raz postępuje dobrze i moralnie, żeby innym razem postąpić źle i niemoralnie. Tak właśnie działa natura ludzka pozostawiona sama sobie i oderwana od osobowego podłoża. Bez osobowego wsparcia Bożej łaski człowiek pozostanie zagubiony i niepewny swej przyszłości. Nie będzie do końca wiedział, co jest dobre a co złe, dlatego będzie uważał, że należy wybierać mniejsze zło. Ale to zawsze jest złe postępowanie, które nie może prowadzić do niczego dobrego.



Człowiek musi odkryć prawdziwe dobro. Musi odkryć swoje osobowe dobro. Może to zrobić tylko dzięki sumieniu, które stanowi wezwanie samego osobowego dobra. To sumienie ukazuje nam osobowe dobro, bo w sumieniu przemawia do nas właśnie osobowe dobro. Sumienie wzywa nas do czynienia dobra. Czynienie dobra jest działaniem moralnym. Czynienie dobra obejmuje czyny moralne. Są to czyny i działania dotyczące innych osób. Ale także czyny, które dotyczą mnie samego. Czynienie dobro pozwala więc ujawnić w człowieku osobowe dobro. Ma więc sprawić, że dobro stanie się zasadą mojego działania oraz działania każdego człowieka. Czyn dobra ujawnia przede wszystkim miłość, która jest podstawą wszelkiego osobowego działania. Tylko osoba jest zdolna do miłości i tylko osoba wymaga aż miłości. To znaczy, że osoba może pokochać drugą osobę. Na tym polega właśnie przepływ dobra. Bonum est diffusivum sui. Dzięki miłości dobro rozlewa się po świecie. I dzięki temu służymy Bogu, który sam jeden jest Dobry i który jest Miłością. Musimy zatem poszukiwać Boskiego Dobra, które objawia się jako dobro osobowe w każdym człowieku. Musimy doświadczyć tego dobra w wezwaniu sumienia, które przemawia do nas wewnętrznym głosem osobowego dobra powołując nas do czynienia dobra, czyli do urzeczywistniania dobra w naszym działaniu. Czyniąc dobro działamy na chwałę Bożą.



Bóg nie kontaktuje się z nami poprzez doświadczenie zewnętrzne. On kontaktuje się z nami w doświadczeniu wewnętrznym, gdyż to doświadczenie pochodzi z istnienia bytu. Bóg oddziałuje na nas na poziomie istnienia, a nie istoty. On nie pojawia się ani w naszych zmysłach, ani w naszym umyśle. Bóg dzięki łasce uobecnia się w samym istnieniu bytu ludzkiego. Właśnie dlatego istnienie człowieka możemy nazwać istnieniem osobowym (zob. u Wojtyły). Możemy nawet przyjąć, że to obecność Boga stoi u podstaw doświadczenie wewnętrznego.



Bóg uobecnia się w człowieku poprzez relacje osobowe. Jak naucza Gogacz, relacje osobowe łączą własności transcendentalne dwóch bytów. Te własności przynależą do istnienia. Można stwierdzić, że własności transcendentalne ujawniają sprawczą aktywność aktu istnienia. To nie są własności istotowe, które charakteryzują lub określają porządek istotowy (czyli naturę lub istotę bytu). Własności transcendentalne stanowią przejawy (albo wyraz na zewnątrz) aktywności istnienia. Istnienie jest aktem, czyli dysponuje aktywnością sprawczą, która urealnia możność istotową. Ta sprawcza moc istnienia działa i urzeczywistnia się poprzez własności transcendentalne. Te własności wyznaczają jakby zakres i kierunek działania mocy sprawczej. Dlatego można przyjąć, że to własności transcendentalne odpowiadają za postać i charakter (ogólnie mówiąc gatunek) istoty bytu, czyli za to, czym ten byt jest. Wyznaczają więc treściowość gatunkową bytu, a więc to, czy jest to byt roślinny, zwierzęcy czy osobowy (ludzki).



Bóg działa sprawczo wewnątrz danego bytu. Bóg przyczynuje i stwarza istnienie bytu wraz z jego własnościami transcendentalnymi. Można domniemywać, że w tym stworzonym istnieniu jest już „zapisany” lub „zakodowany” istotowy charakter bytu (jego natura). Natomiast wszystkie konkretne cechy istotowe są kształtowane przez wzajemne oddziaływania powstałych bytów, czyli przez wpływ środowiska naturalnego, a ostatecznie zostaje zostają zapisane w kodzie genetycznym, który odpowiada za kształt cielesności danego bytu.



Wydaje się, że w stworzonym przez Boga istnieniu pojawia się jak gdyby „pierwotny kod” złożony z własności transcendentalnych, który wyznacza i określa powstający porządek istoty bytu. Należy więc uznać, że odpowiedni układ własności transcendentalnych sprawia istotę bytu (czyli stanowi jakby kod egzystencjalny albo esencjalny). Istnienie bytu jest bowiem egzystencją (ex-sistentia), która emanuje z siebie na zewnątrz istotę bytu (sub-sistentia). Albo posługując się terminologią Tomaszową powiemy, że istnienie bytu (esse) wyraża się w postaci istoty (essentia). Istnienie bytu jest czymś realnym i konkretnym (jednostkowym). To zawsze jest istnienie jakiegoś konkretnego bytu i nie może być istnieniem czegoś innego. Jeżeli zaś mówimy ogólnie o istocie człowieka, to możemy ją przypisać różnym ludziom. Stwierdzimy bowiem, że każdy człowiek posiada naturę ludzką lub że każdy człowiek jest istotą ludzką i że ta istota czy natura u każdego człowieka jest taka sama. Ale jeśli mówimy, że każdy człowieka posiada istnienie, to powinniśmy dodać, że jest to różne i odrębne istnienie, czyli istnienie jednostkowe. Dlatego trzeba uznać, że zasadą jednostkowienia w bycie jest istnienia a nie materia z jej cielesnymi cechami.



Bóg stwarza więc konkretne i pojedyncze istnienie, które decyduje o całej realności danego bytu (człowieka, zwierzęcia lub rośliny). Być może zależy to od tego, które własności transcendentalne zostały uruchomione przez Boga. Mamy bowiem do czynienia w akcie istnienia z własnościami osobowymi i nieosobowymi, czyli tymi, które są związane z życiem. Część własności transcendentalnych tworzy więc podmiotowość osobową (są to prawda, dobro i piękno), natomiast druga część stanowi podmiotowość życia (są to jedność, odrębność i cielesność). Jeżeli Bóg pobudza do aktywności jedynie własności związane z życiem, to wówczas powstają byty ożywione, czyli rośliny. To by znaczyło, że powstaje istnienie wegetatywne (roślinne), które emanuje z siebie ożywioną cielesność. Ale jeżeli Bóg dzięki relacjom osobowym pobudza do aktywności także własności osobowe, to wtedy zostaje stworzony człowiek (jako istnienie osobowe, które emanuje z siebie władze duchowe oraz władze cielesne i cały organizm). Zatem to, czym będzie konkretny byt, jest ukryte w aktywności (w akcie) istnienia, a dopiero następnie przejawia się w możności istotowej. To akt istnienia przyczynuje istotową możność, a nie odwrotnie. To znaczy, że cała aktywność bytu jest zawarta w akcie istnienia, a nie tylko w istotowej możności. Istota, czyli natura (np. człowieka), nie może działać sama z siebie bez sprawczej mocy istnienia. To działa nie sama natura człowieka, ale poprzez naturę (czyli możność istotową) działa akt istnienia. Jak podkreślał Wojtyła – operari sequitur esse. Źródłem wszelkiego działania jest akt istnienia z jego sprawczą mocą własności transcendentalnych.



Dlatego należy stwierdzić, że doświadczenie wewnętrzne ma silne podstawy metafizyczne lub ontologiczne. To nie jest wyłącznie odwołanie się do „przeżyć świadomościowych”, ale jest to bezpośrednie doświadczenie oddziaływania sprawczej mocy, czyli aktywności, własności osobowych zawartych w istnieniu. Ta moc sprawia w możności istotowej władze duchowe oraz pobudza ich działania, czyli aktywność ludzkiej natury. Wydaje się, że na początku (jeszcze w Raju) całą aktywnością człowieka rządziło doświadczenie wewnętrzne jako efekt bezpośredniego kontaktu osobowego z Bogiem.



Bóg przemawia bowiem do człowieka w doświadczeniu wewnętrznym, czyli w kontemplacji, w sumieniu i w upodobaniu. Dzisiaj jako składnik doświadczenia wewnętrznego pozostało nam tylko sumienie związane z naszym postępowaniem (działaniem moralnym). Dziwnym trafem kontemplację oddzielono od codziennego życia, czyli od życia czynnego, i odniesiono ją wyłącznie do poznania Boga lub kontaktu z Bogiem. A przecież kontemplacja dotyczy każdej osobowej prawdy, także prawdy o człowieku. Dlatego tak trudno nam dotrzeć do osoby ludzkiej i poznać ją, gdyż w naszym umysłowym poznaniu brakuje kontemplacji. Miotamy się pośród różnych koncepcji świadomości, zamiast powrócić do doświadczenia wewnętrznego – do kontemplacji i sumienia. Dzisiaj modne są przeróżne medytacje transcendentalne, ale one nie doprowadzą nas do prawdy, zwłaszcza do osobowej prawdy człowieka i Boga. Zamiast tego potrzebna jest kontemplacja prawdy. Kontemplacja otwiera nas na doświadczenie prawdy, gdyż jest przyczynowana przez samą prawdę. Kontemplacja otwierając nas naprawdę prowadzi do uznania i akceptacji tej prawdy, co owocuje w umyśle oglądem prawdy i zrodzeniem słowa prawdy. Dopiero słowo prawdy zrodzone w umyśle może być podstawą wszelkiego poznania i wszelkiej wiedzy o człowieku. Bez słowa prawdy nie dowiemy się niczego o człowieku.



Kontemplacja jest doświadczeniem wewnętrznym. Ona nie jest jedynie działaniem naszego umysłu. Ona jest biernym odbiorem aktywności. Kontemplacja jest wyrazem aktywności osobowej prawdy. To prawda przemawia do nas w akcie kontemplacji. Dlatego kontemplacja bierze początek z realnej prawdy zawartej w istnieniu. Dzięki temu posiada charakter doświadczenia wewnętrznego. To znaczy, że podobnie jak doświadczenie zewnętrzne doświadczenie wewnętrzne jest wywołane przez realność bytu (przez istnienie bytu). Ale to może być również realność czy istnienie mojego własnego bytu. Dlatego kontemplacja zostaje zapoczątkowana przez realną własność prawdy, która oddziałuje na nasz umysł. W ten sposób nasz umysł dostrzega i ogląda realną prawdę zyskując trwałą zasadę poznania. Gdyż dopiero rozumowania oparte na prawdzie mają pełną wartość poznawczą. Rozumowania oparte na oczywistości doświadczenia zmysłowego mogą służyć co najwyżej do praktycznego posługiwania się rzeczami, czyli do użyteczności.



Bez kontemplacji nie dotrzemy więc do realnej prawdy. A bez tego nie będzie poznania filozoficznego, czyli poznania rzeczywistości. Rzeczywistość nie jest tylko mgiełką wrażeń zmysłowych. Trzeba zatem dotrzeć do samej przyczyny realności, czyli do istnienia i przejawiających je własności transcendentalnych. A to może nam zapewnić jedynie doświadczenie wewnętrzne.



Równie ważną rolę w tym doświadczeniu odgrywa nasze sumienie. Sumienie nie jest samym sądem rozumu praktycznego. Sumienie jest przede wszystkim aktywnością osobowego dobra. Sumienie ujawnia nam osobowe dobro. Osobowe dobro przemawia do nas i woła głosem sumienia. Przecież to samo dobro wzywa nas do czynienia dobra (do miłości). Poprzez sumienie osobowe dobro powołuje nas do działania moralnego. Stąd bierze się moralna powinność człowieka. Człowiek jako osoba wyposażona w osobowe dobro jest powołany do działania moralnego. A jednocześnie jako osoba jest w stanie, czyli w mocy, działać moralnie. Człowiek może kochać właśnie jako osoba. Działania moralne są bowiem działaniami osobowymi i odwrotnie.



Ale bez doświadczenia wewnętrznego nie będzie pełnego działania moralnego. Bez wsparcia osobowej aktywności działania moralne będą się rozbiegały na dwie strony – raz będą dobre, a następnym razem złe. Człowiek nie jest w stanie wypracować w sobie cnót moralnych wyłącznie na zasadzie wychowania i dbałości o swoje postępowanie. Bo nawet gdy wie, jakie postępowanie jest dobre, to nie musi go wybierać. Może postąpić zupełnie dowolnie, czyli po prostu źle. Dlatego nie będzie moralności bez sumienia, ale również bez kontemplacji i upodobania. Działania moralne muszą obejmować wszystkie trzy władze duchowe, zaś swoje źródło muszą mieć w aktywności osoby ludzkiej. Dopiero przy udziale osobowej aktywności mogą w tych władzach powstawać trwałe cnoty moralne (wiara, nadzieja i miłość).



Dla Arystotelesa cnota miała być podążaniem środkiem pomiędzy skrajnościami. Zdawał on sobie sprawę, że działania człowieka są rozbieżne, czyli dialektyczne, jak by powiedział Hegel. Dlatego jedynym wyjściem z tej sytuacji na gruncie Arystotelesowskiego naturalizmu był postulat, iż należy się trzymać drogi pośredniej, czyli podążać środkiem. To znaczyło, że człowiek nie powinien popadać w skrajności, czyli ani postępować całkiem dobrze, ani całkiem źle, ani być zimnym, ani gorącym, ale letnim. Takie podejście odrzucił później św. Paweł i chrześcijaństwo.



Arystoteles wybiera na przykład przyjaźń jako środek pomiędzy miłością, która – jak uczył Platon w Uczcie, jest połączona ze świętym szaleństwem, a nienawiścią. Stawia również na sprawiedliwość jako oddawanie każdemu tego, co mu się należy, zamiast miłosierdzia, czyli daru bezinteresownego i darmowego, oraz kradzieży, czyli zabrania komuś czegokolwiek. Uczył także umiarkowania, czyli rozsądnego używania przyjemności, jako środka pomiędzy oddaniem się namiętnościom a całkowitą apatią. Współczesne interpretacje zarzucają Arystotelesowi perfekcjonizm jako nieustanne wypracowywanie w sobie cnót moralnych. Ale tak naprawdę wyznaje on jedynie mediację (albo mediokrację), czyli poszukiwanie drogi pośredniej.



To chrześcijaństwo pokazało nam drogę doskonałości, gdyż stawiało na cnoty wlane (czyli na wiarę, nadzieję i miłość) zapewniające doskonałość naszym działaniom. Ale te chrześcijańskie cnoty są oparte na wewnętrznym doświadczeniu kontemplacji, sumienia i upodobania. Wyrażają się one w przyjęciu osobowej aktywności własności transcendentalnych istnienia, której przyczyną jest łaska Boża.



Wiara wyraża się poprzez przyjęcie, czyli akceptację, słowa prawdy – przede wszystkim Słowa Bożego. Miłość wyraża się poprzez czyn dobra, czyli afirmację osobowego dobra. Wreszcie nadzieja stanowi fascynację osobowym pięknem, czyli pożądliwość życia, aż po życie wieczne. Jest to radykalne zaprzeczenie drogi środka i opowiedzenie się za duchową doskonałością. Jednocześnie chrześcijaństwo pokazuje, że droga doskonałości jest możliwa tylko w łączności z Bogiem. Człowiek może stawać się doskonałą osobą (dzieckiem Bożym) dzięki otwarciu się na łaskę Bożą i przyjęciu jej w sakramentach. To znaczy, że sam Bóg czyni nas doskonałymi, jeśli o to zadbamy i zgodzimy się na to. Sami możemy tylko błądzić albo jak postulował Arystoteles, wybierać mniejsze zło albo jak chcieli epikurejczycy, wybierać większą przyjemność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz