Można chyba się zgodzić, że
filozofia grecka rozpoznawała człowieka w perspektywie podmiotowej i
przedmiotowej. Jako podmiot człowiek został przedstawiony w postaci rozumnej
duszy, która odpowiada za działania typowo ludzkie. Natomiast przedmiotowo
człowiek był ujmowany jako natura złożona z formy i materii przynależna do
substancjalnego bytu. Rozumna natura stanowi człowieczeństwo zawarte w
człowieku.
Gdy więc wraz z nastaniem
chrześcijaństwa pojawiła się problematyka osoby, wtedy podjęto próby
zdefiniowania pojęcia, którym trzeba się było posłużyć w teologii. Nie zdołano
jednak sięgnąć do rozumienia samej osobowej realności, gdyż brakowało
odpowiednich narzędzi metafizycznych. Jak widzieliśmy nawet św. Tomasz, który
przedstawił poszerzone rozumienie bytu wskazując na przyczynę realności bytu,
czyli akt istnienia, nie wykorzystał tej swojej wizji metafizycznej dla
pokazania, czym jest realnie osoba. Pozostał przy definicji Boecjusza. A
przecież Tomasz mógł już pokazać, że osoba stanowi indywidualną egzystencję
obdarzoną rozumną naturą. Co więcej okazało się, że Tomaszowa metafizyka bytu
złożonego z istnienia i istoty nie znalazła w ogóle uznania. Tym samym zaprzepaszczono
problematykę osoby na kolejne stulecia. Suarez przez osobę rozumiał jakiś modus essendi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz